Uchwycić nieuchwytne, zatrzymać rozbłysk na tafli wody, mgłę opadającą, szum wiatru w liściach, obserwować i chłonąć chwilę, aby jej ulotność przenieść na płótno – tak właśnie mogłaby brzmieć definicja celów twórców uprawiających impresjonizm.
Zwiastuny zmian
Zdefiniowanie i określenie początków epoki zwykle nie jest zadaniem prostym. Impresjonizm również nie pojawił się z dnia na dzień. Można powiedzieć, że epoka powoli dojrzewała do nowego spojrzenia na świat. Malarstwo akademickie przestało wystarczać twórcom, zaczęło obumierać, dusić się w swoich strukturach. Być może pierwsze zwiastuny przebudzenia nadeszły już wraz z pięknymi krajobrazami Jean-Baptiste-Camille Corota.
Corot kojarzony jest dziś głównie z realizmem, lecz warto podkreślić, że to właśnie on twierdził, iż „trzeba interpretować przyrodę z prostotą i osobliwym uczuciem, zapominając całkowicie o wszystkim, co wiecie z dzieł mistrzów dawnych i współczesnych”.
Corot był wspaniałym pejzażystą, mistrzem nastroju, który chętnie stosował zestawienia srebrzystych zieleni i świetlistych szarości. Jego malarstwo jest wrażeniowe (wrażenie – impression), a gama rozjaśniona. Jego obrazy stanowią nowe spojrzenie na naturę, krajobraz. Doskonale interpretował odczucia koloru w plenerze. Wszystko to, jak pisze w swoich „Impresjonistach” Joanna Guze, czyniło z tego malarza trwałego i oddanego sztuce bez granic, naturalnego sprzymierzeńca wszystkich, którzy nie zgadzali się na istniejący stan rzeczy. Corota charakteryzowała też duża wrażliwość na światło. Tę wrażliwość można uznać za jedną z jaskółek nadchodzącego impresjonizmu.
Wyjście z pracowni
Zanim impresjoniści na dobre zaczęli zaznaczać swoją obecność w świecie sztuki, wyszli w plener. Zetknęli się z prawdziwym krajobrazem, porzucili szablonowe przedstawienie pejzaży.
Natura stała się figlarna, trochę tajemnicza. Niekiedy poprzez grę światła nabierała innego temperamentu, co w postimpresjonizmie wybrzmi już w pełni w dziełach Paula Cézanne’a czy Vincenta van Gogha.
Nim jednak objawiły się talenty wspomnianych wielkich mistrzów, niepokorni artyści uciekli z pracowni nauczycieli wielbiących akademizm. Starali się porzucić zasady dążące do jak najwierniejszego odzwierciedlenia rzeczywistości. Uciekali poza miasto, na łąki, do lasów. Gonili promienie słońca i tańczyli we mgle. Wszystko po to, aby na płótnach pojawiły się nowe plamy odzwierciedlające ulotność chwili i uniesienie.
Doprecyzowany szczegół przestał być istotny. Liczyły się odczucia, barwa, światło. W literaturze przedmiotu czytamy, że Auguste Renoir odrzucał teorię w imię środków wyrazu, które można zdobyć zarówno dzięki obcowaniu z przyrodą, jak i z dziełami mistrzów.
Nowa sztuka nie chciała zbliżać się do żadnego ideału istniejącego w malarstwie, lecz pragnęła być blisko przyrody traktowanej w sposób osobisty. Nowy trend tchnął w dzieła świeżość i oddalał się od skończoności, uzależniał wszystko od oświetlenia i pogody. Nowi twórcy zauważali, że warunki atmosferyczne zmieniają przedmiot. O obiekcie, ich zdaniem, nie świadczył kolor nadany, gdyż barwa przedmiotu zależała w ich postrzeganiu od otoczenia i absolutnie nie była z nim nierozłącznie związana. Dla impresjonistów kolor lokalny (nadany) stał się zatem jedynie konwencją malarską.
Początki i szkoła barbizońska
Młodzi malarscy odmieńcy nie mieli łatwych początków. Ich dzieła nie były rozumiane, zarzucano im brak harmonii i odpowiedniej kompozycji. Niesmak budziło odrzucenie fascynacji antykiem i starożytnością, porzucenie gestów i dramatycznych póz swoich modeli. Impresjoniści uciekli od tego zastygłego eklektyzmu, a swoją siłę znaleźli w stosunku do obserwowanego świata.
Nim impresjonizm w pełni ukształtował się jako grupa malarska, do głosu doszła i odegrała swoją rolę szkoła barbizońska. Barbizończycy byli entuzjastami natury, nieposkromionej przyrody. Oazą sztuki i natchnienia stały się lasy Fontainebleau w okolicy Barbizon pod Paryżem. Tam swój raj znaleźli najwytrawniejsi twórcy, uciekający od oficjalnych malarskich trendów szkoły akademickiej.
Poglądy barbizończyków były bliskie poglądom Corota i zawierały się w prostej miłości do sztuki, cierpliwej obserwacji i uznaniu przyrody za jedyny wzór i źródło natchnienia. Uciekano od pejzażu historycznego i heroicznego. Kompozycje tych twórców, choć oparte na obserwacji przyrody, nadal były tworzone w pracowniach. Cechą charakterystyczną tej szkoły było fundamentalne traktowanie tematu pracy. Malarstwo barbizończyków było pewnego rodzaju wyzwoleniem od przesądów kultywowanych w pracowniach akademickich. Wraz z nimi zaczynała się opowieść oparta na obserwacji oraz bezpośrednim kontakcie ze światem, odrzucająca jednocześnie fikcję.
Odrzuceni przez Salon
W drugiej połowie XIX wieku Francja niezmiennie pozostawała wymarzonym miejscem do uprawiania sztuki. Bogate tradycje akademickie, władze tradycyjnie przychylne sztuce, ale też zbliżająca się rewolucja techniczna – w takich okolicznościach rodził się impresjonizm. W 1863 roku młodzi impresjoniści zderzyli się z elitami świata sztuki, zbierając nieprzychylne opinie na, jakże sławnym, Paryskim Salonie. Jury nie zaakceptowało wówczas aż czterech tysięcy prac.
Sędziowie wciąż przywiązani byli do stylu akademickiego, do powielania bezpiecznych i utrwalonych tendencji w malarstwie. Królował wśród nich swoisty rodzaj nepotyzmu. Dobre noty zdobywali malarze-koledzy lub ich uczniowie. W bezpiecznym świecie akademickich nauczycieli wszelkie odstępstwa w sztuce nie były mile widziane.
Po licznych zażaleniach, ówczesny władca Francji Napoleon III ogłosił jednak, że dzieła artystów odrzuconych zostaną pokazane w innej części Palais de l’Industrie. Tym sposobem powstał „Salon Odrzuconych”. Szybko okazało się, iż miał on większe powodzenie wśród widzów aniżeli ten oficjalny, choć – prawdopodobnie – główną motywacją dla odwiedzających było przede wszystkim poszukiwanie sensacji. Na wystawie głównej wciąż obowiązywała powaga i klasyczne, bezpieczne podejście do malarstwa.
Z tej perspektywy ówczesne elity mogły traktować „Salon Odrzuconych” jako modę chwilową, godną kpin. Największym przedmiotem drwin i oburzenia okazało się dzieło Édouarda Maneta „Śniadanie na trawie”, które przez Napoleona III zostało określone jako „nieprzyzwoite”. Skandal jednak tylko wzmocnił Maneta, który stał się przywódcą nowego nurtu, przeciwstawiającego się spróchniałej konwencji akademickiej. Potrafił on wyrazić w swoich pracach nową estetykę, która pokazywała związki ze współczesnością, odrzucenie idealizacji i niezwykle wyostrzone odczucie przyrody.
Kawiarnia nowych mistrzów
Po trudnych początkach impresjoniści zaczęli tworzyć coraz bardziej zwartą grupę. Nowy, impresjonistyczny Paryż przyciągał jak magnes. Enklawą nowych twórców stała się Café Guerbois, w której spotykała się śmietanka nowego nurtu. W tej „mekce buntowników” można było spotkać takich twórców jak: Renoir, Pissarro, Sisley czy Cezanne. Artyści najczęściej spotykali się w czwartki na burzliwych i nie zawsze zgodnych dysputach. Przyświecał im jeden cel – oddać się sztuce.
Bywalców Guerbois łączyła też niechęć do akademików i wspólna świadomość artystyczna. Dzielili się doświadczeniem malarskim i wzajemnymi spostrzeżeniami natury technicznej. Z czasem uformowali się jako „Grupa z Guerbois”, wprowadzając sztukę na nowe tory. Długo szukali uznania i zrozumienia, bardziej lub mniej ewoluując w impresjonizm. Każdy artysta z grupy był niepowtarzalny i zostawił po sobie niezwykłe obrazy, na których unoszą się nenufary, tańczą piękne tancerki, a drobinki farby łączą się w krajobraz słonecznej łąki lub wsi.
Nowy kanon i wspaniałe dziedzictwo
Dziś obrazy impresjonistów na stałe wpisane są w zbiory największych galerii i muzeów świata. Ściągają wciąż tłumy miłośników sztuki, którzy z fascynacją kontemplują każde pociągnięcie pędzla. Kolekcjonerzy na aukcjach walczą o prace sygnowane przez Moneta, Renoira, Degasa czy Seurata.
W historii malarstwa impresjonizm był krokiem milowym w pojmowaniu sztuki i procesu twórczego. Na zawsze odmienił świat sztuk pięknych i nauczył otwartości na to, co nowe i przełomowe. Trudno wyobrazić sobie dzisiaj sztukę współczesną bez dziedzictwa tej swoistej rewolucji wrażeń.
Źródła:
Sztuka i Czas, „Od klasycyzmu do secesji”, Barbara Osińska Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne Spółka Akcyjna, Warszawa 2005
„Impresjoniści”, Joanna Guze Wiedza powszechna, Warszawa 1973
„Kompas cywilizacji obrazkowej”, Szymon Kobyliński, Nasza Księgarnia, Warszawa 1992
Menedżer z kilkunastoletnim doświadczeniem w zakresie komunikacji, kolekcji i inwestycji, autor programów edukacyjnych. W Goldenmark odpowiada za projekty wydawnicze i kolekcjonerskie. Pasjonuje go rola, jaką sztuka i niezwykłe wydawnictwa odgrywają we wnętrzach, w których przebywamy, żyjemy i pracujemy. Ceni malarstwo figuratywne i sztukę dawną, jednak równie chętnie obserwuje współczesną scenę artystyczną.