Mark Twain znany jest przede wszystkim jako pisarz, humorysta i autor książek o Tomku Sawyerze. Nie każdy jednak wie o tym, że Twain mógł pochwalić się prawdziwie awanturniczym życiorysem. Jeśli wspomnimy, że był pilotem parowca na Mississippi, przez chwilę służył w konfederackiej milicji w czasie wojny secesyjnej, a w końcu uległ też gorączce złota, będzie to zaledwie wycinek jego barwnego życiorysu.
Mark Twain był jednym z tysięcy ludzi, którzy udali się do Kaliforni w szczytowym okresie kalifornijskiej gorączki złota. Mając lat 20 utracił pracę jako kapitan łodzi rzecznej, ponieważ wojna domowa położyła kres handlowi rzecznemu na Mississippi. Jego starszy brat Orion został mianowany przez Abrahama Lincolna na stanowisko sekretarza gubernatora Nevady, Jamesa W. Nye’a.
Nie mając lepszych perspektyw, Twain postanowił towarzyszyć bratu w podróży na zachód, w roli osobistego asystenta. Wielotygodniowa podróż dyliżansem zakończyła się w Virginia City w stanie Nevada. Po przybyciu na miejsce, zaczął rozglądać się za nowym źródłem utrzymania, w międzyczasie wykonując rozmaite prace dorywcze.
Złota gorączka Marka Twaina
Pewnego dnia przeczytał w lokalnej gazecie o tym, jakież to fortuny zdobywali poszukiwacze złota. Wiadomość ta przykuła jego uwagę i rozpaliła wyobraźnię. Pomimo kompletnego braku wiedzy na temat poszukiwania złota, Mark i kilku jego znajomych, dołączyli do jednego, doświadczonego górnika, i wyruszyli do hrabstwa Humboldt, które w owym czasie było jednym z popularnych celów poszukiwaczy złota. Znajdowała się tam kopalnia Saba, gdzie każdego dnia znajdowano i wydobywano srebro.
Na miejscu, podczas samotnej przechadzki w skalnym wąwozie, Twain dostrzegł coś błyszczącego. Po dokładniejszym przeszukaniu okolicy, odnalazł jeszcze kilka innych, drobniejszych, błyszczących, srebrnych grudek.
– Ukryty za wielkim głazem czyściłem mój skarb i badałem go wzrokiem z takim zapałem i radością, jakich bym nie odczuwał, posiadając absolutną pewność – pisze Twain w swojej książce „Pod gołym niebem” (Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2006) – Im dłużej oglądałem kamyk, tym bardziej byłem pewien, że znalazłem wrota do bogactwa.
Jakiś czas później natrafił także na żółtawy, błyszczący osad w rzece.
– Po jakimś czasie znalazłem w łożysku płytkiego strumienia osad błyszczących żółtych blaszek i serce zamarło mi w piersi! Kopalnia złota, a ja w mojej naiwności zadowalałem się pospolitym srebrem! Byłem podniecony i niewiele brakowało, abym uwierzył, że padłem ofiarą własnej rozbujałej wyobraźni. Potem ogarnął mnie lęk, że ktoś mnie podpatrzy i odgadnie mój sekret. Pod wpływem tej myśli zatoczyłem wielkie koło i wszedłszy wyżej na stok rozejrzałem się po okolicy. Pustka. Nikogo w pobliżu. Wróciłem do mojej przyszłej kopalni, przygotowując się wewnętrznie na ewentualne rozczarowanie, ale obawy były bezpodstawne – żółte łuski pobłyskiwały na dnie strumienia. Zacząłem je wybierać szuflą i przez godzinę pracowałem ciężko, posuwając się krętym łożyskiem i ogołacając dno z jego skarbów. W końcu jednak zachodzące słońce przypomniało mi, że najwyższy czas przerwać poszukiwania, puściłem się więc w drogę powrotną obładowany bogactwem.
Z pewnym wahaniem poinformował o znalezisku swoich kolegów. Niestety – ku jego rozpaczy – stary górnik oświadczył, że jest to tylko kompletnie bezwartościowa mika – złoto głupców.
Pewne sukcesy miały miejsce, jednak były one dosyć skromne:
– Nasza radość była umiarkowana, ale stary Ballou powiedział, że zdarzają się na świecie gorsze żyły. Schował do kieszeni „najbogatszy”, jak go nazwał, odłamek, ale określić jego wartość za pomocą tak zwanej próby ognia. Wtedy nadaliśmy kopalni nazwę „Monarcha Gór”, jako że skromność w doborze nazw nie jest główną cechą kopaczy srebra (…)”
W kolejnych miesiącach Twain i jego towarzysze odnaleźli tylko kilka żył kwarcu. Wiercili krótkie sztolnie służące sondowaniu terenu. Niestety, nie udało im się zdobyć upragnionej fortuny. Przyszły pisarz boleśnie przekonał się, że górnictwo nie jest łatwym kawałkiem chleba, i że nie każdemu pisana jest fortuna zdobyta właśnie w taki sposób. Wkrótce wrócił do Carson City. Swoje doświadczenia opisał w książce autobiograficznej „Pod gołym niebem” (Oryg. „Roughing It”, 1872).
W pogoni za sukcesem
Nie był to koniec przygody Twaina z górnictwem. W późniejszym czasie zainwestował pieniądze (swoje i pożyczone od siostry) w sektor górniczy – udzielił pożyczki innym górnikom. Niestety im również się nie powiodło i Twain stracił pieniądze. Wszedł też w spółkę z innym doświadczonym górnikiem, Calvinem Higbie, z którym wydzierżawił obiecującą działkę. Wprawdzie znaleźli na niej rudę, jednak w skutek nieszczęśliwego splotu wydarzeń, utracili prawa do działki i zawartego w niej kruszcu.
Tak się jednak złożyło, że pisał on listy do gazety Territorial Enterprise w Virginia City. Redaktor naczelny pisma dostrzegł zdolności Twaina i zaoferował mu pracę za 25 dolarów tygodniowo. Ten przyjął ofertę, choć trudno mu było zapomnieć o bogactwach ukrytych w ziemi. Okazało się to jednak dobrą decyzją, gdyż – jak wiemy – Mark Twain został później jednym z najbardziej znanych, amerykańskich autorów, przez Williama Faulknera określanym jako „ojciec literatury amerykańskiej”, zaś „Przygody Hucka Finna” (1884) trafiły do kanonu wielkich amerykańskich powieści, tuż obok „Chaty wuja Toma”, „Wielkiego Gatsby’ego” czy „Moby Dicka”.
Źródła:
Mark Twain, „Pod gołym niebem” (Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2006)
Od ponad 10 lat zawodowo związany z rynkiem złota. W Goldenmark odpowiada za przygotowywanie treści, raportów i innych publikacji.