Postanowione – połączysz przyjemne z pożytecznym poprzez inwestycje w numizmaty. Ale od czego by tu zacząć? Tu nie wystarczy założyć konta i wpłacić pierwsze oszczędności.
Numizmatyka czy bulion?
To moneta i to moneta. A jednak mówienie, że kupowanie numizmatów i monet bulionowych to to samo, jest jak mówienie, że inwestowanie w akcje i obligacje korporacyjne to zupełnie to samo. To i to jest papierem wartościowym, a jednak każdy obeznany z rynkiem inwestor wie jak duża jest między nimi różnica.
Nie inaczej jest z numizmatami i monetami bulionowymi. Numizmaty to monety, banknoty i medale, które mają przede wszystkim wartość kolekcjonerską. Ich atutem jest piękne wykonanie, ciekawa tematyka, rzadkość, przynależność do serii, wydawca i wiele, wiele innych. Tymczasem monety bulionowe to sposób na oszczędzanie w kruszcu. Ich wartość zależy wyłącznie od zawartości szlachetnego metalu (złota lub srebra).
Inwestowanie w metale szlachetne powinno być częścią dobrze zbilansowanego długoterminowego portfela inwestycyjno-oszczędnościowego. Jednak w tym artykule będziemy mówili o kolekcjonerskim aspekcie inwestowania w monety.
Warto wiedzieć, że niektórzy wydawcy monet próbują połączyć numizmatykę z monetami bulionowymi, głównie w przypadku monet srebrnych. Chyba najsłynniejszym przypadkiem jest australijska Kookaburra. Moneta srebrna o wadze jednej uncji i nominale 1 AUD wybijana jest od 1990 r. Co roku na rewersie znajduje się inny wizerunek tytułowej kookaburry, czyli australijskiego zimorodka. To czyni ją jedną z najdłuższych serii numizmatycznych na świecie.
Wiedza i pasja
Inwestowanie w kolekcje, takie jak numizmaty, może dać satysfakcję nieporównywalną z żadnym innym sposobem inwestowania. Uzupełnianie kolekcji, dyskusje z innymi pasjonatami, prezentacja zbiorów, odkrywanie historii stojących za kolejnymi emisjami i możliwość obcowania z miniaturowymi działami sztuki, jakimi są monety wyprodukowane w najbardziej renomowanych mennicach świata. Jednak wielka satysfakcja wymaga wielkiej pracy. W akcje, obligacje czy waluty można inwestować kompletnie beznamiętnie. W monety nie sposób.
Przede wszystkim potrzeba do tego dużej wiedzy. Nie musisz rozpoznawać „po jednej nutce” japońskich monet z szogunatu Tokugawa z datą i miejscem produkcji. Niemniej numizmatyka nie jest inwestycją typu „zapłać i zapomnij”. Wymaga nieustannego pogłębiania wiedzy, śledzenia trendów i sytuacji na rynkach. Musisz choć ogólnie orientować się w rodzajach stempla, kojarzyć najważniejsze mennice, serie numizmatyczne, nakłady i roczniki. Musisz też odróżniać monety z czasów rzymskich od frankijskich i znać surowce używane do produkcji monet. Jeśli takie terminy jak brakteat, tampodruk czy rewers są ci obce, to znak, że jeszcze za wcześnie na kupowanie numizmatów.
Zanim zabierzesz się za inwestowanie przeczytaj jakąś książkę na ten temat. Zapisz się na fora lub grupy w social media zajmujące się numizmatyką i postaraj się przeniknąć w fascynujący świat pasjonatów. Tylko wtedy zdołasz zainwestować mądrze i satysfakcjonująco.
Znajdź swoją niszę
Nie możesz znać się na wszystkim, bo takich geniuszy nie ma. Oczywiście w Internecie spotkasz „fachowców”, którzy potrafią powiedzieć coś o każdej monecie w historii świata. Lepiej trzymać się od nich z daleka. Pieniądz znany jest ludzkości od tysięcy lat, a monety ok. 2,5 tys. lat. Niemal każda cywilizacja, państwo, czasem nawet frakcja w państwie biła swoją monetę. Stemple zmieniały się nawet co kilka lat. A obecnie na świecie produkowana jest przyprawiająca o zawrót głowy liczba monet stricte kolekcjonerskich.
Najlepiej jeśli wyspecjalizujesz się w jakimś konkretnym segmencie rynku. Jeśli jesteś fanem filmów to szukaj monet poświęconych wielkim kinowym przebojom. Miłośnicy przyrody znajdą piękne serie poświęcone zwierzętom. Fani historii są jedną z najbardziej rozpieszczanych grup kolekcjonerskich, bo niemal co roku znajdziemy nowe monety lub całe serie upamiętniające ważne postacie i wydarzenia. Kolekcje tematyczne należą do najpiękniejszych i najbardziej fascynujących.
Osoby bardziej ambitne mogą wziąć na warsztat jakiś okres historyczny i zbierać na przykład monety z czasów napoleońskich. Jednak inwestowanie w monety historyczne wymaga sporej wprawy w ocenie stanu numizmatów, więc powinny w to wchodzić osoby przynajmniej średniozaawansowane.
W jakim stanie jest moneta?
W numizmatyce rozróżniamy siedem stanów, w jakim może być moneta. Jest to klasyfikacja stosowana powszechnie na całym świecie. Terminy różnią się w zależności od języka, ale Stan I jest wszędzie Stanem I, a nie III czy VII.
Na początek musisz wiedzieć, że istnieje Stan I zwany też menniczym i cała reszta. Współczesne monety kolekcjonerskie nadają się do inwestowania tylko w stanie menniczym, tj. bez jakichkolwiek najmniejszych defektów, uszkodzeń czy choćby śladów czyszczenia. Monety kolekcjonerskie są z reguły zamykane w specjalnych plastikowych kapslach, a jeśli trzeba je z nich wyjąć należy to robić w czystych białych rękawiczkach. Najdrobniejsza rysa, przebarwienie czy zabrudzenie praktycznie dyskwalifikuje monetę.
Jeśli przedmiotem naszego zainteresowania są monety obiegowe lub monety historyczne, które kiedyś były w obiegu, to musimy mieć w małym palcu stany zachowania i umieć bezbłędnie przyporządkować do niego daną monetę. Pomyłka choćby o jeden stopień to potężna ujma na kolekcjonerskim honorze i setki, a czasem tysiące złotych różnicy w wartości. Oczywiście im niższy (lepszy) stan zachowania tym dany numizmat jest cenniejszy. Pełny opis stanów zachowania można znaleźć na stronie NBP.
Krajowe czy zagraniczne?
Narodowy Bank Polski to liczący się na świecie producent numizmatów. Polskie monety kolekcjonerskie stoją na wysokim poziomie i z reguły są ładne. Poza tym upamiętniają bliskie nam kulturowo i historycznie rocznice i postacie. Takie monety łatwiej pozyskać i odsprzedać, bo naturalnie Polska jest dla nich największym rynkiem. Po szaleństwach z przełomu dekad, gdy nakłady monet srebrnych dochodziły do kilkuset tysięcy egzemplarzy, dziś nakłady monet srebrnych nie przekraczają właściwie 30 tys. egzemplarzy, dzięki czemu rynek nie jest już zalewany przez nadmiar numizmatów.
Z drugiej strony warto poszerzać horyzonty i wychodzić poza Polskę. Kolekcjonowanie monet zagranicznych to szansa na poznanie innych krajów i kultur. Moim osobistym faworytem są australijskie monety produkowane przez Perth Mint. Uważam, że monety te pod względem urody nie mają sobie równych na świecie (obejrzyj w wyszukiwarce grafiki serię „Discover Australia”), ale w numizmatycznym środowisku znajdziecie wiele osób, które się ze mną nie zgodzą.
Rynek pierwotny i wtórny
Kolekcjonowanie monet współczesnych ma jeszcze jedną zaletę – daje dostęp do rynku pierwotnego. Świeżo wyprodukowane monety trafiają na nim do kolekcjonerów. Można je kupować bezpośrednio u producenta lub u wyspecjalizowanych pośredników. To drugie może okazać się korzystne w przypadku kupowania monet z drugiego końca świata. Transport jednej monety z Australii do Polski potrafi podwoić cenę monety. U hurtowników ten narzut na pojedynczy numizmat jest znacznie niższy.
Monety wprowadzane do obiegu przez NBP można kupić w terenowych oddziałach Banku. Trzeba tylko pamiętać, że każdy oddział dostaje określoną pulę, a i pracownicy należą czasem do kolekcjonerów, więc lokalny nakład może szybko się skończyć. W tej sytuacji ratunkiem są internetowi dealerzy lub abonamenty numizmatyczne, które gwarantują zakup interesujących nas monet, choć ceną za to może być konieczność zakupu tych mniej interesujących. Abonamenty numizmatyczne oferują duzi dealerzy pod koniec roku kalendarzowego na rok następny.
Rynek pierwotny jest dość sformalizowany i przewidywalny. Inaczej jest z rynkiem wtórnym. Niegdyś jego najważniejszą częścią były branżowe targi, dziś ogromna część przeniosła się do Internetu. Osoby sprzedające swoje kolekcje stanowią cenne źródło, z którego można uzupełnić własne zbiory, często o stare, trudno dostępne numizmaty. Jednak rynek wtórny to również masa pułapek czyhających na nowicjuszy. Polowanie na serwisach aukcyjnych na okazje lub brakujące elementy zbioru to dawka adrenaliny porównywalna z grami hazardowymi. I może tak samo zniszczyć portfel. Jedyna rada – edukacja, edukacja i jeszcze raz research.
Z wykształcenia politolog, z zawodu specjalista od promocji i marketingu on-line. W wolnych chwilach prowadzi największy w Polsce blog o futbolu amerykańskim. Finansami i oszczędzaniem pasjonuje się nie mniej niż sportem a rynkiem złota i numizmatyką zajmuje się od wielu lat w teorii i praktyce.