Zalegający w piaskach sudeckich rzek kruszec stał się powodem do wybuchu gorączki złota, jaka opanowała Dolny Śląsk na przełomie XII i XIII wieku. Nie była to jednak histeria tłumów, jaką znamy z tanich spaghetti westernów, lecz gorączka trawiąca piastowskich książąt.
Sprowadzeni przez Henryka Brodatego z zachodu specjaliści sprawili, że w krótkim czasie na wysokim brzegu Kaczawy założono pierwsze w Polsce miasto lokacyjne, a tutejsze kopalnie złota stały się sławne w całej Europie. Dolny Śląsk oczami przybyszów spoza jego granic jawi się jako region setek zamków, pałaców i starych – niemalże wyjętych prosto z baśni braci Grimm – domów. To królestwo tajemnic i skarbów, kraina, gdzie z rzek i potoków można wypłukać drobinki złotego piasku. Podobnie jak w mitycznym eldorado, gdzie złoto było na wyciągnięcie ręki.
To właśnie tu na przełomie XII i XIII w., a być może jeszcze wcześniej, rozgrywały się sceny podobne do kadrów z hollywoodzkich westernów, a tutejsze bezdroża – bo wówczas taki termin jeszcze funkcjonował – przemierzali górnicy poszukujący złotego piasku. Cenne kruszce takie jak złoto i srebro należały wówczas do władcy i to w jego rękach znajdowały się prawa do ich wydobycia. Śladem pierwszego osiedla „złotniczych specjalistów” pozostających na usługach książąt piastowskich jest położony obok Złotoryi, w samym środku obszaru złotonośnego, Kopacz. To tu zapewne założono pierwsze szyby i wyrobiska, którymi sięgnięto do warstwy złotonośnej.
Złoto miało postać łuseczek, gałązek, ziaren oraz drobnego pyłu, znane są również samorodki o wielkości ziaren grochu. Miało ono pewną zawartość srebra. Obok złota we frakcji ciężkiej występują liczne minerały, m.in.: cyrkon, korund (rubiny i szafiry), granaty i hiacynty.
Dzięki przekazaniu eksploatacji w ręce górników sprowadzonych z zachodu sięgnięto nie tylko po złoto znajdujące się w dolinach rzek, w miejscach najłatwiej dostępnych, ale również po to zalegające na głębokości od 18 do 30 m poniżej powierzchni terenu. O skali dawnej eksploatacji przypominają dawne mapy… lub nowoczesna technologia.
O tym, jak ważne były kopalnie w Złotoryi, przypomina położony niedaleko zamek Henryka Brodatego. Otoczony potężnym wałem i przepastną fosą stanowił jedną z siedzib księcia, skąd ten łatwiej mógł zarządzać „swoimi Niemcami”, jak mawiał o gościach z zachodu. Książę Henryk w czasach rozbicia dzielnicowego był najważniejszym graczem o tron krakowski. Dzięki zręcznie prowadzonej polityce, a zapewne także środkom płynącym z eksploatacji kruszców, zjednoczył rozbite dzielnice ówczesnej Polski. Niestety najazd Tatarów w 1241 r. przerwał dzieło, które kontynuował jego syn Henryk II Pobożny. U boku księcia stanęli nie tylko rycerze, ale również 500-osobowy oddział górników złotoryjskich. Jak wiemy, książę poległ, górnicy natomiast trafili do niewoli. Relację o nich przekazuje franciszkański mnich Benedykt Polak, który jako jeden z pierwszych Europejczyków odwiedził imperium mongolskie.
Jak wielką inwestycją było poszukiwanie złota, świadczą widoczne po dziś dzień hałdy przepłukanego urobku, zapadliska szybów, pozostałości płuczek, urządzeń hydrotechnicznych związanych z procesem wypłukiwania złota, wszystkie rozsiane w lasach pomiędzy Złotoryją, Lwówkiem Śląskim a Bolesławcem.
Pamięć o złotoryjskiej gorączce złota była obecna w świadomości ówczesnych. Świadczyć o tym może chociażby fakt umieszczenia Złotoryi, obok stołecznego Wrocławia, jako jedynych miast śląskich na pierwszej mapie Europy, przygotowanej przez Mikołaja z Kuzy około 1464 roku.
W świetle ustaleń przedwojennych badaczy w średniowieczu w okolicznych kopalniach uzyskano ok. 750 kg czystego złota. Dziś także są pasjonaci chwytający za miskę i szukający w Kaczawie albo niedalekiej Skorej złotych samorodków. Inni z łopatą w ręku odwiedzają stare sztolnie, narażając się na gniew złośliwych koboldów i krasnoludów pilnie strzegących swych skarbów.
Mariusz Łesiuk, Tomasz Stolarczyk – Fundacja Archeologiczna Archeo
Photo by Slawek K on Unsplash