Złoto na wyspie Wielkanocnej, czyli tajemnice i legendy ze złotem w tle

Złoto od zawsze budziło skrajne emocje, było tematem legend i niekończących się opowieści. W dzisiejszych czasach nic w tej kwestii się nie zmieniło, a niektóre historie ze złotem w tle przechodzą z pokolenia na pokolenie, rozbudzając apetyty nie tylko poszukiwaczy skarbów, ale i zwykłych ludzi, ot choćby mieszkańców Dolnego Śląska.

W poszukiwaniu tajemnic, których głównym motywem jest złoto, warto na chwilę skupić uwagę na Wyspie Wielkanocnej. Owiane mnóstwem legend i znaków zapytania miejsce, często pojawia się w kontekście skarbów – złotych monet i sztabek. Jedna z wielu opowieści mówi, że to właśnie na tej wyspie ukryte zostało złoto Azteków. I choć z tym wydarzeniem wiąże się fikcyjną postać Robinsona Cruzoe, to nie wolno zapominać o dwóch istotnych faktach.

o pierwsze, inspiracją dla stworzenia Robinsona Cruzoe była autentyczna postać szkockiego żeglarza Aleksandra Selkirka, który podróżował w tamtych rejonach i niewykluczone, że i tę wyspę odwiedził. Po drugie, choć oficjalnie jako pierwszy miejsce to odkrył Holender Jacob Roggeveen (w niedzielę wielkanocną, 5 kwietnia 1722 roku), to jednak nie można wykluczyć wcześniejszego pojawienia się na niej podróżników, a na pewno była ona wielokrotnie odwiedzana przez nich później. Czy mieli ze sobą złoto z Ameryki Południowej? I ta hipoteza mogłaby okazać się prawdą, wszak o południowo amerykańskim złocie głośno było już przecież 200 lat wcześniej.

Dziś Wyspa Wielkanocna jest turystyczną perełką, która wciąż rozbudza umysły poszukiwaczy skarbów. Czy wśród tych skarbów jest 800 skrzyń z azteckim złotem? Pozostawmy to pytanie bez odpowiedzi.

Wrocławskie złoto III Rzeszy

Historia wrocławskiego złota, wywiezionego ze stolicy Dolnego Śląska tuż przed końcem wojny przez hitlerowców, nie jest legendą, choć stają się nią powoli opowieści dotyczącego tego, co z owym bogactwem stało się niedługo potem. Opowieści o „złotym pociągu” ukrytym w stokach Karkonoszy, czy skrzyniach zakopanych w otchłaniach Riese w Górach Sowich do dziś budzą – i jeszcze pewnie przez wiele lat będą budzić – ogromne emocje.

Nie wiadomo dokładnie o jakiej ilości złota mówimy. Wydaje się, że było go przynajmniej 7 ton, choć to z pewnością nie wszystko, co zostało we Wrocławiu zdeponowane i później wywiezione. Dochodziły przecież liczne dzieła sztuki – te pochodzące z Dolnego Śląska oraz te, które hitlerowcy w trakcie wojny zrabowali i tu właśnie przywieźli. Co ciekawe, to to, że całego polskiego złota Niemcy w trakcie II Wojny Światowej zrabowali aż… 139 ton.

Większość opinii ludzi, którzy od lat interesują się i badają temat wrocławskiego złota wskazuje, że zostało ono ukryte w górach na południe od Wrocławia – najpewniej w Karkonoszach, bądź na Przedgórzu Sudeckim. Kluczową w całej historii postacią jest Herbert Klose, członek specjalnej grupy SS, której zadaniem było ukrycie gigantycznych archiwów oraz depozytów bankowych we Wrocławiu, w tym oczywiście wspomnianego wcześniej złota.

Czytaj także: Złoto Wrocławia i skradzione dzieła sztuki odnalezione? Nowy ślad

Na wieść o zbliżających się wojskach Armii Czerwonej, Prezydium Policji w Breslau najpierw wydało w 1944 roku nakaz deponowania kosztowności we wrocławskich bankach, by potem wywieźć je z miasta z zamiarem ukrycia. Trudno dziś dokładnie oszacować wartość tych zasobów, jednak byłby one warte w dzisiejszych z pewnością gigantyczne sumy pieniędzy.

Według wielu potwierdzonych i nie potwierdzonych źródeł, transport ze skrzyniami wyruszył z Wrocławia na przełomie 1944 i 1945 roku, kierując się na południe. Według badaczy ślad urywa się gdzieś na drodze do Jeleniej Góry, choć istnieją podobno zeznania świadków, które mówią o pociągu zarówno w okolicach Świeradowa Zdroju, jak i Piechowic.

Historia jednego z największych skarbów III Rzeszy wraca i z pewnością będzie wracać jeszcze wielokrotnie na łamach portali, forów internetowych i wielu innych mediów. Choćby ze względu na to, że faktów w tej sprawie jest rzeczywiście kilka: złoto Wrocławia naprawdę istniało (nawet jeśli mowa w tym przypadku o wielu rodzajach kosztowności, czy dzieł sztuki) i na pewno, w obawie przed zbliżającymi się wojskami radzieckimi, zostało wywiezione w kierunku południowym, bądź południowo-zachodnim. Co dalej się z nim stało? Tego niestety nie wiemy.

Polska złotem stoi

To stwierdzenie na pierwszy rzut oka brzmi jak science-fiction. Jednak według geologów związanych z koncernem KGHM, na Dolnym Śląsku, a dokładnie w rejonie kopalni Polkowice-Sieroszowice znajduje się największe w Europie złoże złota, którego zasobność oceniana jest na ponad 80 ton („Parkiet”, 27.12.2002 r.). Jeśli to prawda, byłby to europejski rekord.

Niestety, jest i druga strona medalu. Dostęp do tych złóż jest bardzo trudny, a koszty wydobycia kruszcu wydają się być mało opłacalne, szczególnie przy dzisiejszych, dość niskich poziomach ceny złota. Nie zmienia to jednak faktu, że na terenie Rzeczpospolitej wciąż wiele jest miejsc, w których złoto kiedyś występowało, a i pewnie występuje do dziś, jednak bez szans na jego wydobycie.

Czytaj także: Złoto w Polsce

Mowa tu przede wszystkim o Dolnym Śląsku – Złotoryi, Złotym Stoku czy Głuchołazach (które do 1945 roku znajdowały się jednak na terenie III Rzeszy). Jednak złoto, choć w o wiele mniejszych niż w Sudetach ilościach, znajdowane było także w Tatrach, Pieninach czy Górach Świętokrzyskich.

Jednych „kręci” w postaci złotych sztabek, monet, czy ukrytych skarbów. Inni nerwowo reagują na nagły skok wartości tego kruszcu na ekranie komputera. Dla innych jest sposobem oszczędzania na emeryturę, bądź ładnie wyglądającą ozdobą w salonowej gablocie. Tak, czy inaczej, złoto było, jest i pewnie już zawsze będzie budziło ogromne emocje, a na jego temat wciąż powstawać będą nowe historie, legendy i tajemnicze opowieści.

Photo by Livia Enomoto on Unsplash