Najprostsza odpowiedź brzmi – bo im droższy dolar, tym tańsze jest złoto. Aczkolwiek to oczywiście dość daleko idące uproszczenie. Konflikt na linii dolar-złoto ukształtowały wydarzenia ostatniej dekady, a przede wszystkim to, jak amerykańska gospodarka podniosła się po kryzysie finansowym.
Czytaj także: Czy dedolaryzacja w najbliższych latach jest realna?
Ostatnie dziesięć lat było jednym z najbardziej interesujących okresów w historii światowej gospodarki jako systemu naczyń połączonych. Mieliśmy spektakularne rekordy cen wielu walorów, hossy na giełdowych parkietach, szaleńczy niemalże wzrost gospodarczy. Niektórzy wydali się zapominać, że odwrócenie koniunktury w końcu przyjść musi – nie inaczej było i tym razem. Kryzys finansowy uderzył z ogromną mocą, pogrążając kraje, inwestorów i wielu światowych biznesowych potentatów.
Czytaj także: Gdzie zmierzają państwa BRICS?
Nie wszyscy stracili na krachu
Jednym z wygranych światowego krachu było niewątpliwie złoto – jego wartość rosła niekiedy w szaleńczym tempie, z lekką zadyszką w 2008 roku.
Ale późniejsze odbicie skończyło się dopiero historycznymi rekordami i niemalże irracjonalnymi poziomami cen tego wyjątkowej urody metalu szlachetnego. Dziś oczywiście narzekamy, że kurs złota zanurkował w 2012, ale przede wszystkim w 2013 roku, osiągając poziomy widziane w 2010 roku. Ale pamiętajmy przy tym, że złoto wciąż jest ponad dwa razy droższe niż było jeszcze 10 lat temu (ok. 1200 USD).
Oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ale jedno pozostaje niezmienne – w im dłuższej perspektywie spojrzymy na cenę złota, bacznie analizując mocne fundamenty tego surowca, tym lepiej będziemy mogli się przekonać, że jest to walor perspektywiczny, gwarantujący przede wszystkim bezpieczeństwo kapitału.
Czytaj także: Dedolaryzacja – czy dni dolara są policzone?
Co z tym dolarem?
Jeszcze wcale nie tak dawno, bo rok temu, wielu analityków wieszczyło koniec dolara jako głównej waluty na świecie. Rzekomymi czynnikami destrukcyjnie na niego wpływającymi miały być kłopoty gospodarcze Stanów Zjednoczonych, chęć powołania wspólnej waluty krajów BRICS, która w dłuższej perspektywie miała grać właśnie na osłabienie dolara oraz rosnąca rola euro. Tymczasem minęło niespełna dwanaście i co? Sytuacja przedstawia się zgoła odmiennie.
Konflikt Rosji z zachodem i wojna na gospodarcze sankcje odsunęła na bok ambitne plany krajów BRICS. Aczkolwiek ich potencjału lekceważyć nie można, tym bardziej, że dwa z nich są dość w swoim postępowaniu nieprzewidywalne, czego mamy aktualnie dowód na wschodzie Europy. 1:0 dla dolara.
Euro(pa) wciąż nie może się podnieść po kryzysie. Mimo, że pojawiają się symptomy o sukcesywnym poprawianiu się koniunktury na starym kontynencie (PKB w IV kw. 2014 roku wyniosło 0,9%), to jednak o ustabilizowaniu się sytuacji na razie mówić jeszcze nie możemy. Problemem Unii są nie tylko pojawiające się dość często kłopoty wewnętrzne – jak np. sytuacja w Grecji – ale przede wszystkim brak jednomyślności europejskich przywódców, zarówno w sprawach gospodarczych, jak i działań na rzecz rozwiązania konfliktu na wschodzie Europy. 2:0 dla dolara.
Najistotniejszym czynnikiem wpływającym na kondycję dolara jest jednak sytuacja gospodarcza za oceanem. Budzący ogromne wątpliwości analityków program QE3 pozwolił amerykańskiej gospodarce odrodzić się, czemu możemy się tylko z zazdrością przyglądać. Drukowanie miliardów dolarów, co początkowo osłabiało ich wartość, okazało się na tyle mocnym impulsem, aby inwestorzy i przedsiębiorcy uwierzyli, że odrodzenie jest naprawdę możliwe. Dziś o słabości amerykańskiej waluty nikt już nie wspomina. 3:0 dla dolara.
Gdzie w tym wszystkim złoto?
Cena złota jest bardzo silnie związana przede wszystkim z sytuacją na Wall Street i danymi makro płynącymi z amerykańskiej gospodarki. Kiedyś istniała jeszcze zależność w stosunku do kryzysów na starym kontynencie, w Afryce, czy na Bliskim Wschodzie. Ale jak pokazują ostatnie miesiące, inwestorzy przestali się już tak bardzo przejmować zarówno wojną na Ukrainie, zagrożeniem ze strony Państwa Islamskiego czy kłopotami eurostrefy (oczywiście nie mówimy na razie o jakimkolwiek zaognieniu się któregoś z tych konfliktów). Entuzjazm na giełdzie za oceanem napędza apetyty fanów rynku akcji. Do tego dochodzi znaczne umacnianie się dolara, przede wszystkim względem euro (aktualnie jesteśmy na poziomie 1.08 USD/EUR). Dopóki ten stan rzeczy nie ulegnie zmianie, nie mamy niestety co liczyć na wzrosty na złocie, które w marcu i tak radzi sobie całkiem nieźle (obecnie atakuje poziom 1200 USD).
Fot. 401(K) 2012, Flickr.com, CC BY-SA 2.0