Drugi z rzędu tydzień wzrostów ceny złota za nami. Szlachetny kruszec tym razem poszedł w górę o niemal 4 proc., zamykając piątkową sesję w cenie 1160 dolara za uncję. Inwestorzy w ten sposób odrobili całą stratę po bardzo mocnym tąpnięciu kursu w połowie lipca.
O wzrostach na złocie w głównej mierze zadecydowała publikacja „minutek” Fed, czyli zapisków z posiedzenia FOMC. Oczywiście najważniejszy wydźwięk dokumentu to: podwyżka stóp nadchodzi wielkimi krokami. Zdecydowanie za podniesieniem kosztu pieniądza przemawia poprawiająca się sytuacja na amerykańskim rynku pracy. Są jednak dwa „ale”. Pierwsze jest doskonale wszystkim znane – czyli inflacja. Spora część członków FOMC obawia się, że zbyt szybkie zacieśnienie polityki może odsunąć w czasie termin powrotu do celu. Jak na zamówienie gołębiej części rynku, dwie godziny wcześniej pojawiły się najnowsze liczby za lipiec. Departament Handlu podał, że ceny konsumentów wzrosły zaledwie o 0,2 proc.
Obawy o utrzymujące się na zerowych poziomach wskaźniki mierzące inflacje nie są jednak niczym nowym i wydaje się, że obecnie nie jest to największa – choć bardzo ważna – zmora decydentów Fed. Nowym punktem zapalnym jest sytuacja makroekonomiczna. Rzeczy jasna w dokumencie nie padły żadne konkrety, ale chodzi o tonące Chiny. Kolejne dane z Państwa Środka sugerują, że w koła tej machiny dostał się piach i najbliższe kwartały mogą być bardzo trudne – a raczej wolne. W tej perspektywie obawy o wzrost cen nabierają zupełnie innego wymiaru. Decyzja o podwyżce stóp procentowych w sytuacji, kiedy światowa gospodarka numer dwa znajduje się nad przepaścią, zdecydowanie nie powinna być przedwczesna.
A dramat w Chinach rozgrywa się na naszych oczach. Indeks PMI w tamtejszym sektorze przemysłowym spadł z 47,8 do 47,1 pkt. w lipcu, mocniej od oczekiwań rynku (wartości poniżej 50 pkt. oznaczają kurczenie się rynku, w Chinach taka sytuacja utrzymuje się już od sześciu miesięcy). Ekonomiści wyliczyli, że wskaźnik jest też na najniższym poziomie od 77 miesięcy. Publikacja wywołała małą panikę na rynkach akcji i surowców. W ujęciu tygodnia, najważniejszy indeks na giełdzie w Szanghaju stracił 11 proc., niemiecki DAX niemal 8 proc., przemysłowy Dow Jones blisko 6 proc. Zyskało za to aktywa uważane za najbardziej bezpieczne, między innymi złoto.
Trzeba jednak dodać, że zawirowania gospodarcze w Państwie Środka nie są dla szlachetnego kruszcu jednoznacznie dobre. Chiny odpowiadają bowiem za jedną czwartą światowego popytu na ten kruszec. Stagnacja gospodarcza teoretycznie może przełożyć się na chudsze portfele konsumentów i ograniczyć zakupy. Są też plusy i wydaje się, że jest ich więcej. Po pierwsze, Państwo Środka jest równocześnie największym producentem kruszcu, który w 2014 roku odpowiadał za 15 proc. światowej podaży. Jeśli problemy gospodarki przełożyłyby się na przedsiębiorstwa wydobywające metal, mogłoby to oznaczać ograniczenie złota na rynku i przez to wzrost cen. Po drugie, wpływ kryzysu w Chinach na ceny złota należy również rozpatrywać przez pryzmat sytuacji na tamtejszych giełdach. Inwestorzy mają za sobą 3 lata wzrostów, które zniechęcały do zakupów surowca. Po ostatnim krachu wydaje się, że sytuacja może się odwrócić. Po trzecie, krach drugiej gospodarki na świecie powoduje – co widać aktualnie na rynku – masowy odwrót od aktywów ryzykownych na rzecz tych najbardziej bezpiecznych.
Fot. Pixabay.com