Zawsze znajdzie się jakiś powód usprawiedliwiający to, że nie odkładamy pieniędzy. “Nie ma z czego”, “nie wystarczy mi na podstawowe potrzeby”, “i tak nie będę miał żadnej emerytury” – tak lub podobnie najczęściej wmawiamy sobie, że naprawdę nie jesteśmy w stanie odkładać pieniędzy. Ale może warto pokusić się o nieco inne spojrzenie na sprawę?
Spróbujmy zatem wykorzystać magię liczb. One bardzo często działają na naszą świadomość i podświadomość. Damy sobie tym samym szansę wzbudzenia w sobie realnej i racjonalnej potrzeby do tego, aby odkładać choć niewielkie kwoty. Jaki już instrument do tego wybierzemy, jest teraz mniej istotne. Chodzi przede wszystkim o to, aby nasz umysł i nasz organizm pogodził się z faktem, że od jutra wszystkich wpływających na nasze konto aktywów (tych pochodzących ze źródeł własnych, jak i obcych) nie będziemy konsumować do zera.
0 x 0 = 0
Zacznijmy od wersji mniej optymistycznej. Zero pomnożone przez zero, zawsze wskazywać będzie ten sam wynik. Mało tego, jeśli do jednego zera dodamy jedno, dwa, trzy kolejne – wynik pozostanie niezmienny. Zawsze będzie to zero środków na naszym koncie niezależnie od ich przyszłego przeznaczenia.
Umiejętność oszczędzania, pozostawiając nawet z boku inwestowanie, jest stanem umysłu, a nie techniczną możliwością. Jeśli sami wewnętrznie nie jesteśmy przekonani do tego, że gromadzić środki powinniśmy, nawet najdoskonalsze narzędzia, największe ulgi nie będą w stanie skutecznie tego procesu wesprzeć.
50 x 12 (+ 3 procentu składanego) x 30 = ?
Najprostsze założenie i najprostsza kalkulacja dotycząca oszczędzania – odkładam 50 złotych każdego miesiąca. Jak znaleźć taką kwotę w domowym budżecie? Poniżej kilka propozycji:
- nie kupuję paczki papierosów tygodniowo
- szukam oszczędności w abonamencie telefonicznym bądź telewizyjnym
- na zakupy jeżdżę zawsze z przygotowaną kartką, a nie kupuję co tylko wpadnie do koszyka
- jeśli posiadam kredyty lub niespłacone karty, szukam kredytu konsolidacyjnego
Oczywiście podobnych propozycji można znaleźć kilkadziesiąt. Wystarczy tylko spojrzeć krytycznie na miesięczny bilans swojego domowego budżetu.
Wracając więc do prostego wyliczenia – odkładanie 50 złotych miesięcznie pozwoli w 30 lat i z założeniem 3 proc. zysku (co nawet przy rekordowo niskich stopach procentowych jest realne) odłożyć ok. 26 000 złotych. Niby niewiele, ale zastanówmy się, czy w momencie przejścia na emeryturę wolelibyśmy taką kwotę mieć czy nie. Czy może chcielibyśmy swoim dzieciom w momencie osiągnięcia przez nie wieku 30 lat sprawić im niespodziankę wartą 25 000 złotych.
Oczywiście, że na wielu z nas ta kwota nie robi wrażenia. Polecamy jednak gorąco zmianę parametrów kalkulacji. Zamiast 50 złotych założenie 100, 200 albo 500, natomiast zamiast jedynie 3 proc. przyjęcie zysku na poziomie 5. I co? Zrobiło się 70 000? Więcej? Dodamy tylko, że cały czas uwzględniamy podatek Belki. A może za 30 lat nie będzie go już wcale…?
X x 0.30 = nasza przyszła emerytura
Kluczowym słowem jest w tym przypadku tzw. stopa zastąpienia. Czyli w największym uproszczeniu relacja ostatniej pensji do pierwszej emerytury. Według wyliczeń zarówno ZUS, jak i wielu mediów (rzetelne analizy przeprowadza bardzo często Dziennik Gazeta Prawna) wysokość naszej przyszłej emerytury będzie wynosić jedynie 30 proc. ostatniej otrzymanej przez nas pensji.
Sprowadza nas to do sytuacji, w której mamy dwie możliwości: albo uznamy, że jesteśmy w stanie na starość ograniczyć swoje wydatki o 70 procent (powodzenia), albo dziś, mając do dyspozycji jeszcze kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, jesteśmy w stanie ograniczyć wydatki o 10 proc. i okładać tę sumę na emeryturę. Które wyjścia wydaje się bardziej rozsądne i realne?
374/20 = 18,7
18,7 procenta. Tyle średniorocznie zyskiwało złoto w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Czy ktoś przypomina sobie podobnie atrakcyjną ofertę na lokacie bankowej? A może któryś z brokerów ubezpieczeniowych obiecywał podobną stopę zwrotu na portfelu funduszy inwestycyjnych? W ciągu ostatnich 20 lat złoto podrożało dokładnie o 374 procent, co jest całkiem niezłym wynikiem. Dodajmy także, że po drodze kosztowało jeszcze więcej (nawet 1919 dolarów za uncję), więc jeśli sprzedaliśmy kruszec w odpowiednim czasie, mogliśmy zainkasować jeszcze większy zysk.
Wyliczenie dotyczące złota nie ma na celu zachęcanie Państwa do inwestowania właśnie w najcenniejszy z kruszców za wszelką cenę. Chodzi bardziej o pokazanie sensu długoterminowego inwestowania oraz roli, jaką w tym procesie odgrywa cierpliwość i inteligencja emocjonalna. Na rynkach finansowych zarobić można zawsze. Trzeba tylko podejmować dobre, odważne decyzje i konsekwentnie trzymać się ustaleń.
X x 12 = X, czyli ile tak naprawdę powinienem oszczędzać?
Na to pytanie odpowiedzieć jest i łatwo i trudno. Z jednej strony przeprowadzenie prostych obliczeń, analiza domowego budżetu (wpływów i wydatków), odniesienie tego do 30 proc. stopy zastąpienia i wszystko będzie jasne. Gorzej, jeśli końcowa kwota na pierwszy rzut oka okaże się przerażająca.
Niezależnie od jej wysokości, analizę przeprowadzić trzeba. Znaleźć dodatkowe środki (po uprzednim znalezieniu oszczędności) również. A później po prostu podjąć decyzję o okładaniu pieniędzy.
Co zdecyduje o sukcesie? Nie to, ile zarabiamy. Ale to, czy będziemy emocjonalnie w stanie zapanować nad wydatkami oraz czy konsekwentnie będziemy przyjętą strategię realizować. Wszystko po to, aby nie skończyło się tak, jak na poniższej ilustracji…
fot. shotput, pixabay.com, CC0