Rewelacyjna wiadomość dla posiadaczy złota – kurs w ciągu ostatnich pięciu dni notowań poszedł w górę o więcej niż cztery procent. I nie był to jedyny rekord – wartość rosła osiem sesji z rzędu, co zdarzyło się ostatnio w marcu 2009 roku. Przyczynami takiego zachowania były znaczny wzrost popytu na fundusze ETF mające odwzorować zachowania złota oraz sytuacja gospodarcza Chin. Uncja kruszcu wyceniana jest obecnie na poziomie 1325 dolarów. Ostatnio kosztowała tyle w październiku ubiegłego roku.
Wszystko jednak wskazuje, że to dopiero przedsmak wzrostów, jakie mogą pojawić się na złocie w ciągu następnych tygodni. Po pierwsze, kurs przebił kolejny poziom oporu na linii 1310 dolarów za uncję, co otworzyło mu drogę do ataku na 1350 dolarów. Po drugie, z analizy wykresu wynika, że notowania ułożyły się w tak zwaną formację odwróconej głowy i ramion, która zazwyczaj zwiastuje koniec spadków i zmianę trendu – na wzrostowy lub boczny. Trzecią dobrą wiadomością jest fakt, że kurs wyszedł powyżej kroczącą średnią z dwustu ostatnich sesji, co przez wielu analityków uznawane jest jako dobry zwiastun dla inwestorów – zwłaszcza długoterminowych.
Złoto co prawda rosło konsekwentnie od kilku tygodni, jednak za każdym razem skala zmian była sporo mniejsza. Co więc sprawiło, że notowania kruszcu poszły tak mocno w górę? Był to w dużej mierze efekt napływu kapitałów do funduszy ETF inwestujących w złoto. Kurs poszedł w górę również po wiadomościach z Chin – okazało się, że wartość kredytów udzielonych konsumentom i przedsiębiorstwom w styczniu nieoczekiwanie wzrosła do 425 mld dolarów, podał Narodowy Bank Chin. Może to sugerować, że skala spowolnienia w Państwie Środka będzie nieco mniejsza, niż wcześniej oczekiwano. Zainteresowanie metalem rosło również ze względu na nieco słabszą kondycją amerykańskiego dolara.
Ostatnio wiele dzieje się też w USA. W ubiegłym tygodniu Janet Yellen, nowa szefowa amerykańskiego Fed zapewniła, że zamierza kontynuować politykę jej poprzednika. Rynek odebrał to jako zapowiedź dalszego ograniczania QE3 z perspektywą utrzymywania ekspansywnej polityki monetarnej w celu uzyskania trwałej poprawy na rynku pracy. Na pierwszy rzut oka – nic nowego. Czy na pewno?
Ostatnio mieliśmy bowiem do czynienia z serią nieco słabszych danych. Yellen zapewniła, że nic to w kwestii programu luzowania ilościowego nie zmieniło, a ekonomiści zrzucili odpowiedzialność za ten stan rzeczy na atak zimy w USA. Trudno z tym faktem dyskutować, niemniej warto przyglądać się najbliższym danym makro, które miałyby potwierdzić tę tezę. Zwłaszcza, że opublikowane dane z USA były naprawdę kiepskie. Na przykład zmiana produkcji przemysłowej, która zamiast wzrosnąć o oczekiwane 0,3 proc., spadła o 0,3 proc. Podobnie stopień wykorzystywania mocy produkcyjnych z 78,9 do 78,5 procent. Był to najgorszy wynik od drugiej połowy 2009 roku. Ważna będzie więc publikowana w najbliższy czwartek informacja o liczbie wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA. Szacuje się, że wynik zamknie się na poziomie 335 tysięcy wobec 339 tysięcy tydzień wcześniej.