Lekko już zapomniany bohater ubiegłorocznej gorączki kryptowalutowej, odnotował właśnie kolejny, rekordowo niski poziom w tym roku – ok. 5 600 USD. W połowie grudnia 2017 roku cena bitcoina zbliżała się do 19 000 USD. Choć „naganiacze” wciąż przekonują, że BTC będzie po milion dolarów, chyba coraz mniej inwestorów w to wierzy.
Czytaj także: Czy to już koniec bitcoina i kryptowalut?
Dla odmiany złoto w tym samym czasie nieznacznie podrożało, co prawdopodobnie nie ma żadnego związku z bitcoinem, jednak pokazuje, że bitcoin działa obecnie w całkowitym oderwaniu od dolara i giełd. O jego cenie decyduje już tylko i wyłącznie podupadająca wiara inwestorów kryptowalutowych, którzy gorączkowo zastanawiają się nad tym, czy już uciekać, czy może jeszcze chwilę poczekać.

Złoto alternatywą dla bitcoina
Kierunkiem, w którym mogliby uciekać inwestorzy, którzy w bitcoina weszli z pobudek ideowych (decentralizacja, ochrona przed inflacją), może być złoto fizyczne. Posiada ono większość zalet bitcoina, jednak w przeciwieństwie do kryptowaluty ma za sobą kilka tysięcy lat tradycji oraz bardzo solidne fundamenty.
Czytaj także: Bitcoin: waluta przyszłości czy spekulacyjna bańka?
Nie ma obecnie żadnych przesłanek, które mogłyby przemawiać na korzyść bitcoina oraz ewentualnego odbicia jego ceny. Złoto natomiast wychodzi obecnie z dołka, którego szczytowy punkt przypadł na sierpień.

Nie dla spekulantów
Problem będą mieli ci, którzy w bitcoina zainwestowali z powodu niesamowitych zysków, a z inwestycjami nie mieli wcześniej zbyt dużo do czynienia. Może być im trudno pogodzić się z faktem, że na bitcoinie wykwitła bańka spekulacyjna, anomalia, która nie jest normalnym środowiskiem inwestycyjnym. Dla nich złoto może być zbyt mało spektakularne, zwłaszcza, jeżeli będą oczekiwać zysków „bańkowych”. Tych prawdopodobnie nie znajdą zresztą nigdzie indziej.
Czytaj także: Bitcoin poniżej 10 000 USD
Czy bańka na bitcoine ma szansę się powtórzyć?
To pytanie zapewne ciśnie się teraz na usta każdemu, kto w bitcoinie ma ulokowaną sporą sumkę. Zdaniem Charlesa Kindlebergera, autora książki „Szaleństwo Panika Krach”, bańki spekulacyjne z reguły nie występują dwa razy na tym samym aktywie. Powodem jest to, że ludzie, którzy już raz się sparzyli, nie będą chcieli ryzykować ponownie. Problem w tym, że na bitconie mogliśmy już obserwować jedną bańkę, na dużo mniejszą skalę. Miało to miejsce pod koniec 2013 roku, kiedy cena po raz pierwszy zbliżyła się do 1000 USD za BTC.

Chciałby się wierzyć, że za kolejne cztery lata urośnie kolejna bańka, której skala będzie większa proporcjonalnie do tego, w jaki sposób bańka z 2017 roku była większa od tej z 2013 roku. Wokół tego narrację będą budowali zapewne wszyscy ci, którzy zarabiają na obrocie bitcoinem – właściciele giełd oraz sprzedawcy koparek. Dla nich biznes kreci się niezależnie od ceny, o ile tylko utrzymywane jest zainteresowanie.
Czytaj także: Nie! Bitcoin, to nie „nowe złoto”
Jak będzie? Czas pokaże. Wiadomo, że technologia blockchain oraz wszystkie pokrewne, pozwalają na tworzenie nowych kryptowalut. Jest to zatem rynek, na którym nie istnieje coś takiego jak ograniczona podaż. Wręcz przeciwnie – podaż ogółu kryptowalut jest niczym nieograniczona.
Czytaj także: Wilk z Wall Street widzi w bitcoinie oszustwo
Photo by Icons8 team on Unsplash