W ubiegłym miesiącu w stolicy Wenezueli Caracas, filiżanka kawy kosztowała dwa miliony bolivarów. Dwanaście miesięcy wcześniej 2300 bolivarów. Oznacza to, że cena wzrosła niemalże o 87 tysięcy procent. A to nie koniec. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego inflacja na koniec roku wyniesie milion procent.
Czytaj także: Inflacja w Wenezueli osiągnęła pół miliona procent
Ceny w Wenezueli podwajają się obecnie co 18 dni, pisze dla Forbes Frank Holmes. Wenezuela podąża tą samą ścieżką, co Zimbabwe dziesięć lat temu oraz Niemcy w latach dwudziestych, gdzie taczka pieniędzy ledwo wystarczała na zakup bochenka chleba. Pomysłów na uzdrowienie sytuacji brak. Chyba, że poważnie potraktować ten o ucięciu pięciu zer ze wszystkich banknotów. Podobne środki przedsięwzięto wcześniej w Zimbabwe. W 2009 roku banknot o nominale 100 bilionów dolarów nie wystarczał, by kupić bilet autobusowy.
Czytaj także: Inflacja i niskie stopy procentowe – jak chronić swoje oszczędności?
Kraj „socjalistycznego cudu”
Jeszcze w roku 2001 ojczyzna Simóna Bolívara jawiła się jako najdynamiczniej rozwijający się kraj Ameryki Południowej, w którym panuje dobrobyt i „socjalistyczny cud”. Oczywiście dobrobyt wynikał z faktu, że po rozpoczęciu prezydentury Chaveza, zyski z handlu ropą zamiast być inwestowane, były rozdawane. Tę samą politykę chciał kontynuować prezydent Maduro, jednak w 2014 ceny ropy gwałtownie spadły, odcinając kraj od wpływów. Obecnie produkcja ropy także spada, ponieważ… nie ma pieniędzy na produkcję ropy.

Cena ropy crude, źródło: www.macrotrends.net
Exodus
Wielu młodych Wenezuelczyków opuściło już kraj. Bardzo wielu chce to zrobić, jednak z dnia na dzień jest to coraz trudniejsze. Bardzo trudno kupić bilet lotniczy, skoro jego cena podwaja się co 18 dni, w przeciwieństwie do wysokości pensji. Loty są także notorycznie odwoływane.
Przypomina to sytuację Wietnamu z okresu schyłku wojny. Wiele południowowietnamskich rodzin nie mogło uciec z tego kraju. Miejsce w łodzi dla osoby dorosłej kosztowało 8-10 taeli złota (tael – 37,3 g), zaś dla dziecka 3-4. Ci, którzy posiadali złoto, być może kupili życie sobie i swoim rodzinom.
W Wenezueli cena złota wzrosła od początku roku o 1,9 mln proc. (w ciągu 5 lat 3 miliony procent). Choć nie oznacza to wcale, że Wenezuelczycy, którzy w złoto inwestowali są dziś milionerami. Raczej oznacza to, że nie żyją w skrajnym ubóstwie i mają jeszcze domy.
Czytaj także: Maduro wpadł do Stambułu na ekskluzywny stek z jagnięciny

Cena złota w bolivarze wenezuelskim źródło, https://www.goldbroker.com/charts/gold-price/vef
Największy sprzedawca złota
Ze złota korzysta także rząd Wenezueli, który od 2014 sukcesywnie wyprzedaje swoje rezerwy. Powód? Obligacje tego kraju stały się zbyt mało wiarygodne. Aby pozyskać jakiekolwiek pieniądze na spłatę długów, Wenezuela skurczyła swoje rezerwy z 361 ton w 2014 roku do 162,2 t w pierwszym kwartale 2018 (dla porównania, Polska posiada niezmiennie 103 tony, które w dodatku trzymamy w Banku Anglii), co czyni ten kraj największym sprzedawcą złota na świecie. Gdyby nie posiadali tych rezerw, być może sytuacja byłaby jeszcze gorsza. Choć trudno to sobie wyobrazić.
Czytaj także: Wenezuela: obligacje pokryte w złocie zabezpieczeniem przed hiperinflacją

Rezerwy złota Wenezueli, Turcji i Kazachstanu, źródło: gold.org
Przypadek Wenezueli jest tylko kolejnym, który pokazuje, że kupowanie złota jest działaniem mądrym. Obecnie największy popyt konsumencki na złoto w formie fizycznej występuje w Chinach oraz Iranie. Oba te kraje borykają się z problemem deprecjacji waluty (Iran w wyniku sankcji, Chiny z powodu wojny handlowej). Złoto kupują także banki centralne Chin, Rosji (która w latach 90-tych doświadczyła poważnego kryzysu) oraz Kazachstanu, który jest krajem położonym dokładnie pomiędzy dwoma mocarstwami: Rosją i Chinami. W ciągu roku swoje rezerwy podwoił także bank centralny Turcji, kolejnego kraju, który boryka się z problemami natury gospodarczej.