Kangbashi New Area, Chenggong, Jingsu, Chengsha, Zhengzhou… Jest ich ponoć ponad pięćdziesiąt. Liczbę pustostanów szacuje się na prawie 65 milionów. Szacuje się, bo oficjalne dane okryte są tajemnicą. Podobnie, jak tajemnicze są te ponure, puste miasta, pełne luksusowych apartamentowców oraz innej infrastruktury miejskiej. Czym są i czym miały być chińskie miasta-widma?

Wszystko zaczęło się na początku lat 80-tych, kiedy to władze Chin uznały, że odpowiednio szybki rozwój zapewni im jedynie rozwój miast oraz migracje ludzi z terenów niezurbanizowanych. W owym czasie jedynie 180 milionów (z prawie miliarda) Chińczyków mieszkała w miastach. To wtedy właśnie zaczął powstawać spektakularny plan budowy gigantycznych miast, przeznaczonych dla pół miliona do miliona mieszkańców. Czasem lokalizację miast planowano w obszarze graniczącym z istniejącą już metropolią. Czasem zaś zdecydowano się postawić gigantyczne miasto po środku terenu wiejskiego, w dużym oddaleniu od innych miast.

Czytaj także: Chińczycy są w stanie zatopić Stany Zjednoczone

Chiński cud gospodarczy

W latach 90-tych Chiny uchodziły za fabrykę świata. Stamtąd pochodziły tanie towary, których jakość pozostawiała sporo do życzenia (do dziś tak jest, ale równolegle w Chinach produkuje się coraz więcej towarów wysokiej jakości, własnych marek np. Xiaomi, Huawei, Lenovo, Alibaba). Jednak przez lata Chińczycy dzięki swojemu szczególnemu położeniu (wielomilionowy naród, specyficzny ustrój, nieprzestrzeganie praw człowieka, bieda) paradoksalnie wypracowali sobie bardzo dużo. Z fabryki świata szybko awansowali na pretendenta do miana światowego hegemona, co doprowadziło do trwającego już ponad rok konfliktu handlowego z USA.

W międzyczasie Chińczycy zaczęli realizować swój plan budowy miast. Plan, który dawał miejsca pracy, nowe mieszkania oraz oszałamiający wzrost gospodarczy. Specyficzne połączenie komunizmu z kapitalizmem, który określić można jako „dziki” (czasem nazywany także „kapitalizmem państwowym”) sprawiło, że Chińczycy rzeczywiście byli w stanie wznosić gargantuiczne miasta w sposób taki, jaki nie śniłby się nikomu na zachodzie. Wiele z tych mieszkań stoi pustych, ponieważ bardzo wielu Chińczyków zwyczajnie nie stać na zakup mieszkania.

Miasta bez popytu

Jeden z chińskich polityków miał powiedzieć, że budowa tych miast jest jak kupowanie zbyt dużego garnituru dla rosnącego chłopca. To fakt, że wiele z tych miast stoi pustych, ale stanowią one realnie istniejącą infrastrukturę pod zasiedlenie. Brakuje tylko mieszkańców, ale Chiny ciągle się bogacą. Wiele z mieszkań zostało kupionych przez bogatych Chińczyków jako inwestycja – wraz z boomem mieszkaniowym rosły ceny nieruchomości, więc te mieszkania wydawały się sensowną formą ulokowania pieniędzy.

Innym problemem jest fatalna lokalizacja niektórych z tych miast. Chiny to duży kraj. Jeżeli miasto zostało wybudowane w części oddalonej od najważniejszych ośrodków miejskich, trudniej jest znaleźć chętnych do wprowadzenia się tam. I w końcu kolejną rzeczą są miejsca pracy. Miasta stoją puste, ponieważ nie ma w nich firm. W głowach komunistycznych decydentów nie mieściły się takie kwestie jak popyt i podaż. Proces planowania przypominał zapewne tę kultową scenę z filmu „Poszukiwany, poszukiwana” Stanisława Barei:

Zaludnianie

Choć miasta-widma stanowią idealny przykład tego, jak skrajnie nieefektywne może być centralne planowanie, niektóre miasta pomału zaczynają się zaludniać, a i nie da się wykluczyć, że w przyszłości proces ten nabierze większego tempa.

Przykładem jest Zhengdong New Area, będące dystryktem Zhengzhou w prowincji Henan. Planuje się, ze do 2020 roku jego populacja wyniesie 5 milionów, jednak po otwarciu w 2011 r. było ono typowym miastem-widmem. Sytuacja zmieniła się, gdy rząd zapłacił kilkadziesiąt milionów dolarów firmie Foxconn produkującej elektronikę m.in. dla Apple, Intela, Nintendo czy Della, by otworzyła tam swoją fabrykę. Wkrótce też do Zhengdong przeniosło się kilka dużych banków, które dały ludziom miejsca pracy. Obecnie liczba ludności Zhengdong wynosi ponad 1,5 mln mieszkańców, i jest ono centrum finansowym prowincji Henan.

Koniec chińskiego cudu?

Dinny McMahnon, autor książki China Great Wall of Debt: Shadow banks, ghost cities, massive lonas, and the end of the chinese miracle (Chiński Wielki Mur zadłużenia: banki cieni, miasta-widma, ogromne kredyty i koniec chińskiego cudu) określa miasta-widma jako jeden z głównych symptomów problemu funkcjonowania chińskiej gospodarki, której wzrost napędzany był długiem.

Choć jeszcze trzydzieści lat temu Chiny były fabryką świata, dziś dorównują światowi zachodu nie tylko we wzroście gospodarczym, ale także we wzroście poziomu zadłużenia. Zadłużenie sektora prywatnego w relacji do PKB wynosi już 250 proc. i w ciągu ostatnich dziesięciu lat zwiększyło się dwukrotnie. Podobnie sytuacja ma się z sektorem przedsiębiorstw oraz sektorem państwowym. Specyfiką Chin jest także brak transparentności, który wynika m.in. z bardzo szeroko występującego zjawiska tzw. „shadow bankingu” (nieuregulowane usługi parabankowe), kwestii politycznych (tajemnice państwowe) czy braku danych (Chiny to gigantyczny kraj, zróżnicowany kulturowo, ale także ekonomicznie i technologicznie). W podobnym tonie wypowiedzieli się ostatnio analitycy PKO BP, którzy opublikowali raport „Czy chiński smok wywoła globalny pożar”.

Chiński dług publiczny do PKB


source: tradingeconomics.com

Chińskie miasta-widma nieodmiennie fascynują i przerażają. Stanowią przy tym obraz dość pesymistyczny, rodzący wiele pytań o przyszłość światowej gospodarki. Chińskie miasta-widma są jak opustoszałe, amerykańskie osiedla, które mogliśmy zobaczyć w filmie Big Short, ale na sterydach. Na bardzo dużej ilości sterydów.

Photo by Sam Balye on Unsplash