Pod tajemniczą nazwą ETF ukrywają się specyficzne fundusze inwestycyjne. Na warszawskiej giełdzie możemy łatwo kupić trzy takie fundusze, ale na świecie jest to znacznie popularniejsza forma inwestowania. Głównie przez wzgląd na niskie koszty.
Według najnowszych badań nawet 70% funduszy inwestycyjnych osiąga gorsze wyniki niż rynek. Dlaczego?
Po pierwsze wysokie opłaty, które znajdują swoje odzwierciedlenie w kursie funduszu. Załóżmy, że wpłacasz 100 zł do funduszu giełdowego, gdzie opłata za zarządzanie wynosi 4% rocznie. Załóżmy, że WIG wzrośnie o 3% r/r. Nawet jeśli fundusz wypracuje 4%, czyli pokona rynek, to ty nie zobaczysz żadnego zysku, bo zjedzą go opłaty za zarządzanie (w przybliżeniu oczywiście, w praktyce będzie to zapewne kilka dziesiątych procenta różnicy w jedną lub w drugą stronę).
Po drugie zarządzający też się mylą i to mimo, że należą do najlepiej wykształconych fachowców od finansów w Polsce.
Po trzecie występuje zjawisko owczego pędu, które świetnie było widać podczas kryzysu finansowego. W 2007 i 2008 r. klienci masowo wpłacali pieniądze do funduszy akcyjnych. Zarządzający, nawet jeśli uważali akcje za przewartościowane, musieli je kupować „na górce”. Kiedy nastąpił krach, Polacy zaczęli wypłacać pieniądze „w dołku”, a zarządzający, zamiast dokupować przecenione akcje, musieli je sprzedawać.
Odpowiedzią na te zjawiska mają być właśnie ETF-y.
ETF to akronim od exchange-traded funds, co jest trudno przetłumaczalne na polski, ale oznacza fundusz, którym handluje się na rynku giełdowym, analogicznie do akcji lub certyfikatów zamkniętych funduszy inwestycyjnych.
Fundusze zamknięte posiadają z góry określoną liczbę certyfikatów, którymi handlują między sobą uczestnicy funduszu. ETF-y są funduszami otwartymi, co oznacza, że certyfikaty są kreowane i umarzane w zależności od popytu inwestorów.
ETF-y powstały w 1993 r. w Stanach Zjednoczonych. Do 2013 r. były wyłącznie funduszami indeksowymi, czyli ich zadaniem było odwzorowywanie danego indeksu. Mogą to być indeksy giełdowe, cena jakiegoś surowca, czy zupełnie egzotyczny portfel inwestycji, stworzony tylko na potrzeby danego ETF-u.
Wszystkie dostępne na GPW ETF-y są funduszami indeksowymi, więc tak będę je traktował w dalszej części tekstu, ale zapamiętajcie, że nie każdy fundusz indeksowy jest ETF-em, a nie każdy ETF jest funduszem indeksowym. Do zakupu tych notowanych na GPW niezbędny jest rachunek w biurze maklerskim (taki sam jak do transakcji na rynku akcji).
Ile kosztuje ETF?
Ideą ETF-ów notowanych na GPW jest odwzorowywanie zachowań indeksów giełdowych. Nie starają się pokonać rynku, a zarządzane są w dużej mierze przez algorytmy komputerowe. To powoduje, że ich koszty zarządzania są bardzo niskie i wynoszą 0,15-0,45% rocznie. Dla porównania opłaty za zarządzanie w funduszach akcyjnych TFI PZU (najpopularniejsze w Polsce – prawie 20,5 mld zł aktywów w czerwcu 2016 r.) w kategorii A (dostępnej dla wszystkich klientów) wynoszą na dzień pisania artykułu 3-4% rocznie.
Opłata za zarządzanie to nie jedyny koszt w przypadku inwestowania w ETF-y. Certyfikatami handluje się na giełdzie, więc od każdej transakcji, tak kupna jak sprzedaży, pobierana jest prowizja biura maklerskiego, analogicznie jak przy transakcjach akcjami. Prowizje mają różną wysokość w zależności od biura maklerskiego.
Dodatkowo mamy do czynienia ze spreadem. W Polsce ten termin kojarzy się głównie z różnicą między cenami skupu i sprzedaży waluty. To podobny mechanizm.
Bardzo rzadko zdarzy się wam kupić albo sprzedać ETF bezpośrednio od innego inwestora. Najczęściej drugą stroną transakcji jest animator rynku, czyli firma, która pilnuje kursu funduszu i jednocześnie na bieżąco kreuje i umarza jednostki. W zależności od tego, w którą stronę powinien „iść” kurs funduszu, animator składa zlecenia na zakup lub sprzedaż jednostek. Łatwo rozpoznać stronę z animatorem, bo na GPW zlecenia zawsze opiewają na 2,5 tys. certyfikatów. Są aktualizowane nawet co kilkanaście sekund.
Co to ma wspólnego ze spreadem? Otóż jest to różnica między ceną rynkową, a ceną proponowaną przez animatora. Wynosi najczęściej ułamki promila i jest niemal niezauważalna, ale przy inwestowaniu naprawdę dużych pieniędzy warto wziąć i ten koszt pod uwagę.
Oczywiście jeśli wyjdziemy z inwestycji z zyskiem, trzeba będzie zapłacić 19% podatek Belki, analogicznie jak przy innych inwestycjach kapitałowych.
Jakie ETF-y możemy kupić w Polsce?
Na GPW notowane są trzy fundusze ETF. Wszystkie prowadzi Lyxor, będący inwestycyjnym ramieniem banku Société Générale, który w Polsce znany jest głównie jako właściciel Eurobanku.
Należą do nich ETF na polski indeks WIG-20 (ETFW20L), niemiecki DAX (ETFDAX) oraz amerykański S&P500 (ETFSP500). Jak już wspomniałem, wszystkie są funduszami indeksowymi czyli mają odwzorowywać dany indeks. ETF na WIG-20 zadebiutował w 2010 r., dwa pozostałe w 2011 r.
Warto jednak pamiętać, że kupując certyfikaty funduszu nie nabywamy akcji. Paradoksalnie w portfelu funduszu ETFSP500 polskie akcje mają większy udział niż w portfelu ETFW20L. Za „odwzorowywanie” kursu odpowiadają instrumenty pochodne, czyli swapy.
Za granicą można inwestować w znacznie więcej wyspecjalizowanych ETF-ów. Potrzebne do tego jest jednak konto maklerskie umożliwiające inwestowanie na zagranicznych rynkach. Niektóre biura maklerskie w Polsce oferują takie możliwości, ale jest to mało popularne rozwiązanie, więc nie będę szczegółowo analizował tych ETF-ów.
Zalety funduszy ETF
- Niskie koszty w stosunku do innych funduszy, które omawiałem już wcześniej.
- Wysoka płynność. Dzięki animatorom rynku w dowolnej chwili można kupić i sprzedać właściwie nieograniczoną liczbę jednostek. Ponadto wartość inwestycji wyceniana jest na bieżąco, a nie z kilkudniowym opóźnieniem, jak ma to miejsce w klasycznych funduszach otwartych. Pozwala to na szybsze „odmrożenie” pieniędzy w razie nagłej potrzeby.
- „Zakup i zapomnij”. W założeniu ETF-y mają być sposobem na pasywne inwestowanie, tzn. takie, które nie wymaga obserwacji sytuacji rynkowej. Wpłacasz, a fundusz zyskuje lub traci tyle co indeks. W praktyce nie jest tak różowo, bo o ile giełda amerykańska w długim terminie przynosi średnioroczny zysk 7%, o tyle rzadko kiedy nasz horyzont inwestycyjny wynosi 100 lat. A w przypadku parkietu polskiego, którego historia liczy sobie ćwierć wieku, w ogóle trudno wydawać podobne sądy.
- Możliwość dywersyfikacji portfela stosunkowo niskim kosztem. Dzięki ETF-om łatwo można zyskać ekspozycję portfela na rynek niemiecki lub amerykański. Zbudowanie portfela akcji odwzorowującego indeks wymagałoby sporo pracy i przynajmniej kilkudziesięciu tys. zł. kapitału. W przypadku indeksu S&P 500 zakup 500 spółek to pomysł bardzo karkołomny. ETF-y ułatwiają tę operację, bo zakup możliwy jest od 1 jednostki (uwaga, kupując weź pod uwagę koszty prowizji maklerskiej, która jest znacznie wyższa przy drobnych transakcjach).
- Dywidenda. Wszystkie trzy ETF-y na GPW wypłacają dywidendę, która jest sumą dywidend spółek z danego indeksu, przeliczoną proporcjonalnie na wartość jednostki. W przypadku ETFSP500 dywidendę wypłaca się bezpośrednio, w przypadku dwóch pozostałych funduszy doliczana jest do wartości jednostki. Dlatego w długim terminie ETFW20L spisuje się znacznie lepiej niż WIG-20, który jest indeksem cenowym, tzn. nie uwzględnia wartości dywidend. Stąd lepiej porównywać ETFW20L do indeksu WIG20TR (Total Return), który bierze pod uwagę dywidendy.
Wady funduszy ETF
- Ryzyko kursowe. Z pozoru dość oczywiste, ale pamiętaj, że na ETF-ach można stracić. Jeśli indeks spada, spada również wartość ETF.
- Ryzyko walutowe. ETF-y na indeksy niemiecki i amerykański są denominowane w euro. Oznacza to, że w przypadku umocnienia euro ich wartość rośnie, a w przypadku osłabienia spada, niezależnie od ruchów indeksu bazowego.
- Ryzyko związane z emitentem. ETF-y to fundusze o prostych zasadach, ale, jak już wspominałem, nie mają w portfelu dokładnie takich akcji, jakie składają się na indeks. To znaczy, że wycena naszych jednostek gwarantowana jest wyłącznie przez Lyxor (lub innego emitenta). To ryzyko analogiczne do innych funduszy inwestycyjnych. Dlatego nie warto kupować prostych ETF-ów, które można „złożyć” samemu. Zamiast ETF-a na kurs złota lepiej po prostu kupić sztabkę złota.
ETF-y są ciekawym instrumentem, niestety wciąż mało w Polsce popularnym. Przyczyna jest prozaiczna. Instytucjom finansowym bardziej opłaca się promować produkty, gdzie za zarządzanie dostają 4% w myśl zasady „czy się stoi, czy się leży”. Niemniej decyzja o wejściu w taką inwestycje powinna zostać starannie przemyślana i dopasowana do twojego profilu ryzyka. Pamiętaj, nikt nie doradzi ci lepiej w kwestii twoich finansów niż ty sam lub sama.
Więcej informacji na temat ETF-ów notowanych na warszawskiej giełdzie uzyskasz na stronie Lyxora (po angielsku, interesują nas te trzy notowane w PLN). Możesz tez obejrzeć film przygotowany przez GPW w 2011 r.