Esport to z pewnością zjawisko budzące wiele skrajnych opinii, szczególnie w środowiskach związanych z finansami i biznesem. Z jednej strony mamy głosy osób wychowanych na grach komputerowych – od tych starszych, którzy pierwsze kroki w wirtualnej rzeczywistości czynili jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych, do młodszych, wychowujących się w dobie powszechnego Internetu, a tym samym wszechobecnego i natychmiastowego dostępu do elektronicznej rozrywki. Z drugiej strony, sporą grupę społeczną tworzą ludzie, dla których zjawisko esportu jest całkowicie abstrakcyjne – wychowani w duchu tradycyjnej rywalizacji czy to na boisku, basenie, hali sportowej, czy wreszcie w biznesie.
Czytaj także: Bleisure – czy można połączyć biznes z wypoczynkiem?
Najważniejszą kontrowersją związaną z tematem zawodowego grania na komputerze jest samo przyrównywanie go do tradycyjnych dyscyplin sportowych. Żeby rozprawić się z tym tematem warto zastanowić się nad genezą samego pojęcia sportu. Według słownika języka polskiego PWN słowo to oznacza ćwiczenia i gry mające na celu rozwijanie sprawności fizycznej i dążenie we współzawodnictwie do uzyskania jak najlepszych wyników.
Definicja ta składa się w praktyce z trzech członów. Pierwszy mówi o tym, że aktywność nazywana sportem powinna opierać się na ćwiczeniach i grach. Myślę, że w przypadku zawodowego grania na komputerze spełnienie tego warunku jest z góry przesądzone. Po drugie, czynności wykonywane w ramach sportu powinny polegać na współzawodnictwie i prowadzić do uzyskania jak najlepszych wyników. W epoce wielkich międzynarodowych turniejów grupujących tysiące różnych drużyn, mierzących się ze sobą w kilkunastu typach rozgrywek komputerowych, to też powinno być oczywiste.
To środkowy człon definicji skłania przeciwników wirtualnej rozrywki do wyśmiewania wszelkich prób kwalifikowania jej do grona dyscyplin sportowych. W końcu sport powinien służyć rozwijaniu sprawności fizycznej. Myślę, że tutaj można jednak znaleźć pewien kompromis. Zawodnicy, którzy szkolą się w wirtualnym graniu z myślą o udziale w poważnych konkursach oraz eventach przechodzą zazwyczaj ciężką szkołę życia, ćwicząc przez długie miesiące koordynację oraz opracowując i obmyślając różnego rodzaju taktyki.
Co więcej, profesjonalne drużyny często trenują razem fizycznie, aby rozwijać się równocześnie na wielu płaszczyznach, poznawać swoje słabe oraz mocne strony i uczyć się współpracy. W tym kontekście uważam, że można by ostatecznie zaliczyć esport do grona pewnego specyficznego rodzaju dyscyplin sportowych i ostatecznie pogodzić się z faktem gwałtownego postępu technologicznego oraz jego niekwestionowanego wpływu na społeczeństwo, kulturę i współczesny model spędzania wolnego czasu.
Z pewnością zawodnikom esportowym nie można odmówić samozaparcia, poświęcenia i ciężkiej pracy. Profesjonalne drużyny spędzają tysiące godzin na dopracowywaniu do perfekcji techniki, koordynacji, współpracy i taktyk. Mają swoich sponsorów oraz trenerów, którzy na wszelkie możliwe sposoby wspomagają ich w trudnym procesie dochodzenia do perfekcji. Oczywiście zawodnicy są za swój trud odpowiednio wynagrodzeni. Agencja konsultingowo-audytorska Deloitte wyliczyła w swoim ostatnim raporcie, że najprawdopodobniej sumaryczna wartość branży esportu przekroczy w 2018 roku miliard dolarów.
Taka kwota z pewnością pobudza wyobraźnię – to więcej niż wartość niejednej tradycyjnej dyscypliny sportowej. Co więcej, suma nagród dla najlepszych drużyn na turniejach zorganizowanych tylko w 2017 roku przekroczyła 109 milionów dolarów. Do tego dochodzą kontrakty sponsorskie ze strony deweloperów gier komputerowych oraz firm produkujących specjalistyczny sprzęt. Same zarobki zawodników nie są powszechnie znane – wszystkie ważne osobistości esportu podpisują klauzule poufności. Można jednak szacować, że oprócz wysokiej jakości sprzętu, grantów za wygrane turnieje oraz kontraktów sponsorskich, esportowcy od swoich sponsorów dostają sowite wynagrodzenie podstawowe.
Nie jest tajemnicą, że reklama stanowi dźwignię handlu. Tak jak dla firm pokroju Nike, Adidasa czy Pumy żywe zainteresowanie piłką nożną stanowi motor napędowy dla sprzedaży, tak dla takich kolosów jak Asus, Razer czy Intel wpompowywanie kolejnych setek milionów dolarów w rywalizację na polu elektronicznej rozrywki stanowi bezpośredni kanał lawinowego zwiększania sprzedaży. Dlatego też osobiście uważam, że w ciągu kilkunastu następnych lat wartość esportowej maszynki do robienia pieniędzy znacznie wzrośnie i szybko zacznie gonić najbardziej komercyjne dyscypliny sportowe. Chcemy tego czy nie, technologia zaczyna rządzić naszym życiem, a kolejne pokolenia wychowają się w duchu e-rozrywki. I właśnie te pokolenia dadzą się ponieść fali sportowej rywalizacji tak jak dziesiątki wcześniejszych, z tą różnicą, że gracze nie będą używali w swoich zmaganiach mięśni łydek, tylko kciuków.
fot. artubr, flickr.com, CC BY 2.0