Swoje setne urodziny obchodzi System Rezerwy Federalnej. Miał on ustabilizować i zapewnić większe bezpieczeństwo systemu monetarnego, ale praktyka okazała się bolesna. Krachy gospodarcze w XX i XXI w. nie dają podstaw do jego pozytywnej oceny. Nie pozostaje więc życzyć niczego innego, jak zasłużonego odejścia na śmietnik historii.
Czytaj także: Dedolaryzacja – czy dni dolara są policzone?
Rewolucja roku 1913
Ustawa o Rezerwie Federalnej została przyjęta przez Kongres 23 grudnia 1913 r. Spora część kongresmenów nie uczestniczyła jednak w głosowaniu, ponieważ udała się już na przerwę świąteczną. Rok 1913 to jednak nie tylko początek Fedu. W tym roku wprowadzone zostały także dwie poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych. 16. poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych umożliwiła Kongresowi wprowadzenie podatku dochodowego, a 17 poprawka wprowadziła bezpośrednie wybory do Senatu Zastąpiły one wybieranie senatorów przez stanowy parlament, co osłabiło znaczenie poszczególnych stanów.
Podejrzane złego początki
Oficjalnym uzasadnieniem powstania Systemu Rezerwy Federalnej było utworzenie bardziej stabilnego i bezpiecznego systemu monetarnego. Bardziej stabilnego – ponieważ we wcześniejszych latach zdarzały się finansowe paniki i runy na banki. Jedna z nich, panika z 1907 r. bezpośrednio poprzedziła prace nad utworzeniem Fedu.
W 1908 r. powołana została Narodowa Komisja Monetarna kierowana przez senatora Nelsona Aldricha. Miała ona zbadać przyczyny paniki oraz zaproponować naprawę systemu bankowego. Prace trwały do 1912 r. i zakończyły się rekomendacją utworzenia systemu bankowości centralnej.
W międzyczasie, w listopadzie 1910 r. doszło do spotkania na wyspie Jekyll Island w stanie Georgia. W Jekyll Island Club, posiadłości Johna Pierponta Morgana spotkało się wielu możnych świata finansów i polityki. Na liście gości znaleźli się: Nelson Aldrich (senator przewodzący Narodowej Komisji Monetarnej, został później teściem Johna D. Rockefellera), A. Piatt Andrew (zastępca Sekretarza Skarbu), Henry P. Davison (wspólnik J.P. Morgana), Frank Arthur Vanderlip (prezes National City Bank), Paul Warburg (wspólnik Kuhn, Loeb Company), Benjamin Strong (został pierwszym prezesem banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku), Charles D. Norton (prezes należącego do J.P. Morgana First National Bank of New York).
Spotkanie przez długi czas utrzymywane było w tajemnicy. Obecnie wiemy jednak, że rzeczywiście doprowadziło do powstania Fedu. Potwierdza to z resztą sam Fed, który zorganizował tam w 1910 r. konferencję upamiętniająca setną rocznicę tego wydarzenia.
Federalny czy prywatny?
Skład spotkania na wyspie Jekyll to obraz partnerstwa publiczno prywatnego w pełnym wymiarze. I taki też jest System Rezerwy Federalnej. Przymiotnik „Federalny” w nazwie wzbudza wiele kontrowersji. Dzieje się tak, ponieważ właścicielem Fedu są banki członkowskie, które są instytucjami prywatnymi. Jednak fakt posiadania 100 procent udziałów przez banki prywatne nie oznacza jeszcze, że Fed jest prywatną instytucją. Posiadanie udziałów jest obowiązkiem wynikającym z uczestnictwa w Systemie Rezerwy Federalnej. Co więcej, banki nie mogą tych akcji sprzeda
ani zastawić.
Poza kwestią formalnej własności, istotne jest też to, kto sprawuje realną władzę. W 12 Bankach Regionalnych prezes wybierany jest przez Radę Gubernatorów Fed. Z kolei członków, prezesa i wiceprezesa Rady Gubernatorów mianuje prezydent Stanów Zjednoczonych, a zatwierdza Senat. 9 października Barack Obama nominował na stanowisko prezesa Fedu Janet Yellen, która po Nowym Roku zastąpi Bena Bernankego. Rezerwa Federalna musi też przekazać swoje zyski do Departamentu Skarbu (po pokryciu zobowiązań). Od czasu powstania Fed przekazał ok. 95 procent swojego dochodu netto.
Obrazu dopełnia wyłączne prawo do emisji dolara. Wszystkie te regulacje sprawiają, że System Rezerwy Federalnej jest czymś w rodzaju kartelu bankowo politycznego.
Wojna ze złotem
Przez sto lat od powstania Fedu system monetarny diametralnie się zmienił. W 1913 r. złoto było podstawą systemu monetarnego, co ograniczało możliwości zwiększania podaży dolarów. To nie było na rękę bankierom, dla których źródłem zysku była ekspansja monetarna. Stopniowa utrata powiązania dolara ze złotem umożliwiła im jednak realizowanie nieprzeciętnych zysków. Złoto natomiast nie utraciło całkowicie swojej pozycji jako pieniądza. Jest ono tym „lepszym” pieniądzem, który został wyparty z obiegu przez pieniądz „gorszy” zgodnie z prawem Kopernika-Greshama. Wyparty z obiegu, co nie oznacza, że porzucony. Sprawdza się bowiem bardzo dobrze jako zabezpieczenie siły nabywczej. Udowadnia to poniższy wykres, który pokazuje, jak zdewaluował się amerykański dolar od początku swojego istnienia. Czerwona linia przedstawia podaż pieniądza w obiegu.
W 1792 r. 19,39 dolara można było wymienić na uncję złota. Przez 121 kolejnych lat dolar stracił tylko 6,19 swojej wartości w złocie, bo z chwilą powstania Fedu uncję można było otrzymać w zamian za 20,67 dolara. Krótko po konfiskacie złota i wprowadzeniu zakazu jego posiadania przez amerykańskich obywateli jego parytet wymiany do dolara stosowany w transakcjach między rządami i bankami centralnymi został zwiększony do 35 dolarów. 1 dolar był wtedy wart 59,06 procent dolara z czasu powstania Fedu w 1913 r. Kiedy w 1971 r. ostatecznie zerwane zostało połączenie dolara ze złotem jego uwolniony kurs zaczął szybować w górę. W 1974 r. osiągnął już 195 dolarów za uncję. Dolar z 1974 r. był więc wart 10,6 procent dolara z 1913 r. Obecnie przy cenie 1205 dolarów za uncję, dolar wart jest 1,72 procent dolara z 1913 r.
Złoto nadal postrzegane jest jako ochrona kapitału przed zawirowaniami gospodarczymi, które wciąż występują i mają nawet większe rozmiary niż paniki sprzed powstania Fedu. Nie spełnia on więc swoich deklarowanych założeń. Dużo lepiej niż na zaufaniu w stabilność emitowanego przez Fed dolara wyjdzie się na zaufaniu w złoto, na którym 100 lat istnienia Fedu nie robi większego wrażenia. Złoto, które pamięta czasy starożytnego Egiptu, przeżyło już wiele walut i niejedno imperium.
Grzegorz Jaeger