2,3 proc. – tyle w grudniu wzrosły ceny produktów i usług, w ujęciu rocznym. Spadek wskaźnika inflacji z 3 proc. w listopadzie zaskoczył ekonomistów, choć nie wszystkich. Analitycy Goldman Sachs zapowiadali, że z powodu luki popytowej, wzrost cen na początku 2021 roku może osiągnąć nawet 1,8 proc. Co będzie dalej?
Wiele wskazuje na to, że grudniowy spadek cen jest tymczasowy i wynika z luki popytowej, będącej efektem zachwiania równowagi w gospodarce podczas kryzysu wokół pandemii COVID-19.
Zdaniem Grzegorza Maliszewskiego, głównego ekonomisty Banku Millenium, wyhamowanie inflacji jest przejściowe, a wzrost cen od początku roku napędzać będą czynniki regulacyjne – wzrost cen energii elektrycznej czy podatek cukrowy. Przedsiębiorcy chętnie będą przerzucać dodatkowe koszty na konsumentów.
Utrzymaniu się niskiej inflacji nie służyć będzie także słaby złoty. W grudniu NBP interweniował bezpośrednio na rynku walutowym, by osłabić złotego. Rekordowo niskie stopy procentowe oraz dodruk pieniądza to również czynnik, który przeważy na korzyść wyższych cen.
Mimo grudniowego spadku Polska w dalszym ciągu znajduje się w czołówce europejskich państw z najszybciej rosnącymi cenami. We wrześniu wyprzedziliśmy Węgry, plasując się tym samym na czele państw o najwyższym wskaźniku inflacji bazowej. Była ona wówczas najwyższa od 19 lat.
Czytaj także: Złoto a inflacja
Fot. Narodowy Bank Polski, flickr.com, CC BY-ND 2.0