Jak nie zbankrutować z dziećmi

Ludzie, którzy nie posiadają dzieci, często tłumaczą się tym, że ich nie stać, i że muszą się jeszcze trochę dorobić. Rozpowiadają też rozmaite plotki w rodzaju: same szczepionki kosztują 2000 zł miesięcznie (autentycznie coś takiego kiedyś usłyszałem!). To prawda, że na dzieci wydaje się pieniądze szybciej, niż na samochód, który przecież nazywany jest skarbonką bez dna. Jak zatem mówić o dzieciach? Studnia bez dna? Kanion bankructwa, rozpaczy, głodu i cierpienia? Nie… nie jest tak źle. Nie musi. Mnóstwo ludzi jakoś sobie radzi. Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku i starej szkoły. 

Czytaj także: Urlop ojcowski i tacierzyński. Czym się różnią i ile trwają?

Niemowlęctwo

Najgorsza zmora świeżo upieczonego rodzica to ubranka, pieluchy i inne gadżety. Rodzic, który nie kupi body z napisem „córeczka tatusia” musi być PRAWDZIWYM POTWOREM, prawda? Może tak być. Jednak warto sobie uświadomić, że dziecko bardzo szybko rośnie. Ubranka są koszmarnie drogie, pomimo iż zużywa się na nie znacznie mniej materiału. Branża dziecięca doskonale wie, jak bezlitośnie doić młodych rodziców. Jeśli argument „jak słodko będzie wyglądać” nie zadziała, zawsze można szczuć badaniami i międzynarodowymi certyfikatami zaświadczającymi o tym, że dziecko nie zadławi się bodziakiem, że w ubraniu nie ma toksycznych substancji czy zaszytych szczurów, albo że przy jego wytwarzaniu nie brały udziału inne dzieci (co ciekawe, w przypadku ubrań dla dorosłych te czynniki nie mają już żadnego znaczenia).

Zdecydowana większość ubranek może pochodzić z drugiej ręki. Dobrze funkcjonuje system przekazywania sobie z rąk do rąk wśród rodziny i znajomych, którym rodzi się nowy osesek. Szczególnie, że niemowlaki nie zużywają i nie niszczą ubranek.

Osobnym tematem są pieluchy i kosmetyki. Tutaj oczywiście także straszą nas certyfikatami, ale prawda jest taka, że istnieje wiele produktów alternatywnych, w bardziej przystępnych cenach. Cóż z tego, że markowa pielucha zatrzymuje wilgoć i wystarcza na pięć, dziesięć czy piętnaście godzin, skoro najmłodszy członek rodziny dewastuje totalnie pieluchę kupą co dwie godziny? Na forach, na których udzielają się rodzice, często pojawia się kilka konkretnych marek produktów alternatywnych. Doświadczenia rodziców mają dość istotną przewagą nad przekazem marketingowym producenta – są oparte o praktykę.

Wiek przedszkolny

W zasadzie niewiele się tu zmienia. Odpadają pieluchy, mniej wydajemy na kosmetyki, ale więcej na zabawki i leki. Pojawiają się też mody, które dzieciaki obserwują u kolegów i koleżanek. Tu też mistrzowsko działają produktowcy i spece od marketingu. Gdyby wręczano nagrodę Nobla w dziedzinie sprzedawania zabawek, jako pierwszego nagrodzono by tego, kto wymyślił łączenie bajek z zabawkami. Absolutny prym w tej dziedzinie wiedzie pewien bardzo znany producent klocków (ich bajki są tak dobre, że sam czasami oglądam).

Jedyna rada to taka, by znaleźć złoty środek i zawierać swego rodzaju umowy z dzieciakami np. jeżeli dziecko siedzi przed telewizorem i co drugą reklamę woła „chcę to na urodziny”, zróbcie razem listę tego, co chce dostać, a później niech się zastanawia i wybiera. Warto przy każdej okazji podkreślać, że nie da się kupić wszystkiego. To świetna okazja, by uczyć, jak działają pieniądze, oraz by uruchomić skarbonkę i uświadamiać, że gdy wydamy pieniądze, to już ich nie mamy.

Ciekawą opcją jest angażowanie dziecka w proces sprzedaży starych zabawek. Niektóre rzeczy, których dziecko już nie używa, a są nadal w dobrym stanie, można spróbować sprzedać przez internet. Warto uzgodnić to z naszą pociechą i umówić się, że jeżeli sprzedamy stare klocki, to w zamian będziemy mogli kupić nowe. Istnieje cień nadziei, że dziecko zrozumie, jak działa ten biznes.

Zajęcia dodatkowe

Koszykówka, piłka nożna czy język obcy – dzisiaj to podstawa. Dzięki zajęciom dodatkowym dziecko zdobywa nowe umiejętności, socjalizuje się, zażywa ruchu (w przypadku zajęć sportowych) i uczy się przestrzegania zasad. To bardzo ważne w dzisiejszych czasach, kiedy rodzice są coraz bardziej zapracowani, a wychowaniem po części zajmują się opiekunki i babcie, które bez ogródek ładują w dzieci słodycze szuflą. Rzecz w tym, że niektóre z tych zajęć kosztują krocie (tylko PRAWDZIWY POTWÓR żałowałby pieniędzy na zajęcia dla dziecka, prawda?). Dobra wiadomość jest taka, że propozycja wychodzi raczej od rodziców, więc to my decydujemy o tym, jakie opcje zaprezentujemy naszym dziedzicom.

Zajęcia dodatkowe można realizować także w domu. Wiem, że kłóci się to nieco z ideą zajęć dodatkowych, ale spójrzmy na to tak: jeżeli znajdziemy sobie hobby, które można dzielić z dziećmi, czyli zajęcie, które nas pasjonuje, a co za tym idzie – nie męczy, możemy chętniej wygospodarować czas, z puli tej części dnia, którą rezerwujemy dla siebie. Może to być cokolwiek: nauka historii poprzez rekonstruowanie w klockach, budowanie robotów, fotografia czy prowadzenie eksperymentów naukowych. Albo wszystko po kolei.

Pomocą dydaktyczną mogą być np. kanały na YouTube, jak SciFun:

Plusów jest wiele, ale najistotniejszym jest chyba ten, że spędzamy więcej czasu z pociechą, i to spędzamy go aktywnie, a nie np. siedząc w fotelu z książką.

Zdrowy rozsądek przede wszystkim

Łatwo jest kupić sobie święty spokój i posadzić pociechę z tabletem na dwie godziny. Jednak tracimy na tym podwójnie: wydajemy pieniądze na kosztowne gadżety i spędzamy mniej czasu z dzieckiem. Sytuacja idealna to taka, w której organizujemy sobie czas i zabawy sami, a nie kosztuje nas to nic (np. spacer do parku, w celu szukania ciekawych okazów szyszek i patyków). Zdroworozsądkowy środek, to wszystko pomiędzy.

Każdy chciałby przychylić nieba dziecku, ale przesadne rozpieszczanie rujnuje portfel i wyrabia złe nawyki u pociech. Warto uczyć cierpliwości np. poprzez finansowanie niektórych zabawek z oszczędności uzbieranych w skarbonce. Same korzyści!

fot. langll, pixabay.com, CC0