Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o Pracowniczych Planach Kapitałowych. Od połowy 2019 roku pierwsze firmy będą zobowiązane do zaoferowania tego rozwiązania swoim pracownikom. W teorii wszystko wygląda pięknie, ale… No właśnie – zawsze jest jakieś ale.
Czytaj także: Co warto poprawić w swoich finansach w nowym roku?
Założenia Pracowniczych Planów Kapitałowych wydają się być bardzo korzystne dla ich uczestników. Odkładamy 2-4 proc. swojego wynagrodzenia brutto, pracodawca dopłaca nam jeszcze 1,5-4 proc., zaś rząd dorzuca 250 zł wpłaty powitalnej oraz jeszcze 240 zł rocznej dopłaty. Gromadzone środki są lokowane w funduszach inwestycyjnych posiadających udziały w spółkach z WIG20 i mWIG40 oraz papiery dłużne. Nad całością czuwa Komisja Nadzoru Finansowego.
Już tutaj rodzi się sporo wątpliwości, począwszy od tego, że OFE też miały być korzystne. Dopłaty od państwa i od pracodawcy to dodatkowe obciążenia zarówno dla przedsiębiorców, jak i dla budżetu. Nadzór Finansowy nie ma ostatnio dobrej prasy, a na słynnym nagraniu Czarneckiego Marek Ch. miał sugerować, że pieniądze z PPK mogą zostać znacjonalizowane.
Czytaj także: Pracownicze Plany Kapitałowe – hity i kity
Nie mamy też specjalnego wpływu na to, gdzie pieniądze będą ulokowane – wygląda na to, że w pierwszej kolejności mają zasilić spółki skarbu państwa (połowa WIG20). Czy jest to najlepsza możliwa inwestycja? Czy na pewno o doborze instrumentu decydują kwestie rynkowe?
Nie możemy także ruszyć bezkarnie pieniędzy przed czasem. Można wybrać 25 proc. jeżeli my lub nasi bliscy zachorują na poważną chorobę, lub 100 proc., jeżeli zamierzamy przeznaczyć te pieniądze na wkład własny przy zakupie pierwszego mieszkania. W każdym innym wypadku tracimy dopłaty.
Dlaczego nie możemy oszczędzać sami?
PPK to kolejny po OFE, IKE i IKZE pomysł na to, by Polakom zorganizować oszczędzanie na emeryturę (za dodatkowymi zachętami). Wszystko to wynika z troski o fakt, że emerytury z ZUS raczej nie pozwolą nam na dostanie życie. W 2017 r. w Polsce stopa zastąpienia, wynosiła 38,6 proc. (emerytura w wysokości 38,6 proc. ostatniej pensji), a w przyszłości może ona być dużo niższa. Jest zatem oczywiste, że problem biedy wśród osób starszych będzie narastał, a ponieważ demografia działa na naszą niekorzyść, osób starszych będzie coraz więcej.
Chociaż za 30 lat większość dzisiejszych polityków będzie już na emeryturze, i raczej nikt ich nie będzie wtedy rozliczał za to, że coś zrobili, lub czegoś nie zrobili, to jednak mówimy o problemie, który będzie dotyczył nas wszystkich oraz naszych rodzin. Problemie na tyle poważnym, że państwo koniecznie chce uczestniczyć w jego rozwiązaniu.
Ale też – nie da się ukryć – gra toczy się o całkiem dużą ilość pieniędzy, które mogą być ulokowane gdziekolwiek, lub w spółkach Skarbu Państwa i obligacjach.
Czytaj także: Systemy emerytalne na świecie. Jak wypada Polska?
Czy rząd w ogóle lubi jak oszczędzamy?
To bardzo dobre pytanie. W świetle emerytur – tak, z pewnością. A przynajmniej tak to wygląda. W codziennym życiu? No cóż – stopy procentowe są niskie. A skoro są niskie, to nie za bardzo opłaca się trzymać pieniędzy na lokatach. Z kolei kredyt jest bardzo tani, więc można pożyczyć pieniądze i zainwestować w mieszkanie na wynajem. A przecież nie ludzie decydują o wysokości stóp procentowych, tylko Rada Polityki Pieniężnej, która podlega pod – teoretycznie niezależny od rządu – Narodowy Bank Polski.
Oficjalnie rząd lubi jak obywatele oszczędzają i robią się zamożni, ale jeszcze bardziej lubi, jak obywatele zaciągają kredyty i kupują mieszkania, bo to znacznie lepszy biznes, niż trzymanie pieniędzy na lokatach, czy gdziekolwiek indziej. Chociażby z uwagi na podatki oraz rozwój budownictwa mieszkaniowego, który również wpływa bardzo pozytywnie na PKB.
Rząd najbardziej lubi, gdy oszczędzamy na zasadach zaproponowanych przez rząd, przede wszystkim w obszarze zabezpieczenia emerytalnego – w to zaś idealnie wpisują się Pracownicze Plany Kapitałowe.
Czytaj także: 5 powodów, dla których warto zainteresować się złotem w kontekście emerytury
Oszczędzanie na własną rękę?
Plusem całej sytuacji jest to, że PPK nie są obowiązkowe, jak ZUS. W dalszym ciągu możemy oszczędzać na własną rękę (a prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą wręcz muszą, gdyż dla nich nie przewidziano PPK), co oznacza, że uzbierane środki możemy lokować według własnego uznania, również z uwzględnieniem części bardziej obciążonej ryzykiem. Ale możemy także zainwestować je np. w rozwój biznesu, który przełoży się na osiąganie wyższych dochodów, i w efekcie także wyższych oszczędności.
Pieniądze, które odkładamy sami, możemy także w każdej chwili, w całości, bez żadnych konsekwencji, przeznaczyć na inny cel np. leczenie ciężkiej choroby (w przypadku PPK tylko 25 proc.).
I koronny argument – mówi się, że Polacy nie potrafią oszczędzać, i że gdyby zostawić ich samych z tym problemem, to nic nie zaoszczędzą. Oczywiście, że nie potrafią oszczędzać, skoro państwo nieustannie stara się ich w tym wyręczać, mniej lub bardziej przymusowymi programami, kierując się przy tym swoim interesem – lokowanie kapitału w odpowiednim miejscu; skoro państwo przedkłada konsumpcję (również na kredyt) napędzającą wzrost gospodarczy, ponad oszczędzanie, gromadzenie kapitału i inwestowanie, które również przełożyłoby się na konsumpcję, ale odsuniętą w czasie, i nie na kredyt.
Czy nie lepiej byłoby powiedzieć wprost, przy okazji pierwszej pensji: „masz ponad czterdzieści lat do emerytury. Poradź sobie”? Zakończę na tym pytaniu.
Czytaj także: Jak oszczędzać na dodatkową emeryturę
Photo by Joakim Honkasalo on Unsplash