Przejdź do treści

Pierwszy polski ETF. Rewolucja inwestycyjna dotrze wreszcie do polski?

Kupuj sztabkę

Przez ostatnią dekadę na rynku dla inwestorów instytucjonalnych dokonała się prawdziwa rewolucja. Inwestowanie pasywne i ETF-y coraz częściej wypierają tradycyjne fundusze zarządzane aktywnie. Wiele wskazuje na to, że zmiany dotarły wreszcie do Polski.

Inwestowanie pasywne i ETF-y

Inwestowanie pasywne opiera się na niekoniecznie intuicyjnej, ale sprawdzonej zasadzie rynkowej: zdecydowanej większości inwestorów nie uda się pokonać rynku, czyli osiągnąć wyższych stóp zwrotu niż indeks. Dotyczy to także, a może nawet przede wszystkim zarządzających zawodowych, którzy zajmują się klasycznymi funduszami inwestycyjnymi.

Licencjonowani doradcy inwestycyjni zarządzający funduszami to elita. Na koniec 2017 r. było ich 645 w całej Polsce. Posiadają ogromną wiedzę i sztaby analityków. Dlaczego w takim razie fundusze inwestycyjne przegrywają z rynkiem?

Powodów jest kilka. Począwszy od inercji dużych funduszy, kłopotów z płynnością na małych, silnie wzrostowych spółkach, przez uzależnienie od decyzji uczestników funduszu, którzy wpłacają i wycofują swoje pieniądze w mało fortunnych z punktu widzenia rentowności momentach. Jednak najważniejszym powodem są opłaty. W Polsce TFI za zarządzanie funduszem akcyjnym pobierały ok. 4% rocznie. I teraz wyobraźcie sobie zarządzającego, który musi pokonać rynek o 4 pkt. proc. żeby „iść równo z rynkiem”. Nawet jeśli go pokona o 2 pkt. proc., to opłaty spowodują, że fundusz z rynkiem przegra.

Czytaj także: Poradnik początkującego inwestora: analiza fundamentalna, czyli co mówią wskaźniki giełdowych spółek

I tu do gry wchodzi inwestowanie pasywne

Logika jest prosta. Nie próbujemy wygrać z rynkiem, chcemy go naśladować. Nie potrzebujemy skomplikowanych instrumentów i analiz, a wszystkim zarządza algorytm komputerowy. To pozwala ściąć opłaty za zarządzanie nawet do poziomu kilkunastu setnych procenta. W efekcie fundusze zarządzane pasywne powinny wykazywać wyższe stopy zwrotu niż te zarządzane aktywnie.

Jak podaje portal Institutional Investor aktywa zarządzane pasywnie w USA na koniec 2017 r. stanowiły ok. 45% wszystkich aktywów inwestycyjnych w porównaniu z 20% w 2007 r. W Azji ten wskaźnik wzrósł z 15,8% do 47,6%, a w Europie Zachodniej z 13,2% do ok. jednej trzeciej.

Na czele rewolucji znajdują się ETF-y (ang. Exchange Traded Funds). To fundusze inwestycyjne, których jednostki są sprzedawane i kupowane na giełdzie. Są tam na bieżąco kreowane i umarzane przez specjalnego agenta. Ich zadaniem jest odwzorowanie wartości jakiegoś indeksu, ceny jakiegoś aktywu lub grupy aktywów. Nie każdy ETF jest funduszem indeksowym i nie każdy fundusz indeksowy jest ETF-em, ale na potrzeby tego tekstu będę używał tych terminów zamiennie.

Do tej pory polscy klienci mieli dostęp do trzech ETF-ów: na WIG20, S&P500 i DAX. Zostały one stworzone przez francuski fundusz Lyxor. Jednak stanowiły one znikomą część rynku. Przede wszystkim nie były zbyt chętnie promowane. Powód jest prosty: aktywnie zarządzane fundusze tworzyły TFI powiązane kapitałowo z bankami. Banki naganiały im klientów, bo przecież lepiej brać 4% w myśl zasady „czy się stoi czy się leży…” niż tworzyć tańsze instrumenty dla dobra klientów.

Teraz jednak na rynku pojawiają się kolejne rozwiązania, które będą stanowiły konkurencję dla Lyxora, a przede wszystkim dla tradycyjnych TFI. Czas pokaże na ile zyskają popularność, ale każdy krok w stronę obniżenia opłat to ważna informacja dla inwestorów i miliony złotych, które pozostaną w ich kieszeniach.

Czytaj także: Przewodnik inwestora: moc dywersyfikacji

Pierwszy polski ETF

7 stycznia 2019 na warszawskiej giełdzie ruszyły notowania BETA ETF WIG20TR, pierwszego polskiego ETF-u z prawdziwego zdarzenia. Dlaczego odmawiam tego miana wcześniejszym ETF-om notowanym na GPW?

Zacznijmy od tego, że emitentem BETA ETF WIG20TR jest polskie TFI – Agio Funds, a nie Lyxor – ramię inwestycyjne francuskiego Société Générale. Środki zdeponowane są w polskich bankach pod nadzorem polskiego systemu.

Po drugie BETA ETF WIG20TR będzie w portfelu posiadał faktycznie akcje wchodzące w skład indeksu WIG20 (minimum 75%) i kontrakty na ten indeks. W przypadku Lyxor WIG 20 UCITS ETF ani złotówka (!) nie jest zainwestowana w polskie papiery wartościowe, a za odwzorowywanie indeksu odpowiadają swapy, czyli zaawansowane instrumenty finansowe. Fundusz trzyma część aktywów w Rosji, Portugalii i Hiszpanii, ale nie w Polsce. Jedna trzecia aktywów zainwestowana jest w Stanach Zjednoczonych, jedna trzecia w Japonii, a pozostałą część w różnych krajach Europy. Ale nie w Polsce. W przypadku ETF-a ze stajni Agio wpłacane pieniądze faktycznie będą zasilały rynek kapitałowy w Polsce.

Czy ETF Agio będzie bardziej opłacalny niż Lyxora? Trudno powiedzieć. Nie wiemy jaką rzeczywistą zdolność do replikacji indeksu będzie miał BETA ETF WIG20TR. Oba ETF-y naśladują indeks WIG20TR, czyli wliczający wartość dywidend i praw poboru, więc teoretycznie wyniki powinny zależeć wyłącznie od wartości opłat. Fundusz Lyxora pobiera 0,45% rocznie, fundusz Agio 0,4%, choć w karcie funduszu znajdziemy informację, że opłata może wzrosnąć do 0,5%. Opłaty za zakup i sprzedaż obu funduszy są identyczne, bo sprowadzają się do prowizji brokerskiej.

Czytaj także: 10 rad dla początkującego inwestora

Fundusze indeksowe PZU

W październiku 2018 r. ruszyła grupa funduszy inPZU. Jest to jeden fundusz ostrożny, trzy fundusze obligacji (Polski, rynków rozwiniętych i rynków wschodzących) oraz dwa fundusze akcyjne (rynków rozwiniętych i Polski).

To co odróżnia te fundusze od konkurencji to przede wszystkim niskie opłaty. We wszystkich funduszach wynoszą zaledwie 0,5% rocznie, choć można znaleźć informacje, że PZU może podnieść je do 1%, np. w „Kluczowych informacjach dla inwestorów”. Wszystkie fundusze mają być funduszami pasywnymi, indeksowymi, dążącymi do replikacji (a nie pokonania jak w funduszach zarządzanych aktywnie) konkretnego benchmarku (poziomu odniesienia). Dla funduszu akcji polskich jest to 70% WIG20 + 20% mWIG40 + 10% WIBID1M.

Fundusze inPZU są ofertą skierowaną do osób, które nie chcą zakładać rachunku maklerskiego, ani samodzielnie inwestować za granicą. Trzeba jednak pamiętać, ze wobec krótkiego czasu działalności nie możemy rzetelnie powiedzieć czy fundusze będą realizowały postawione im cele. Z kolei wpłacając pieniądze do funduszy inwestujących za granicą zawsze trzeba pamiętać o ryzyku kursowym. Nawet jeśli nasze jednostki notowane są w złotówkach, to zmiany kursów walut będą wpływały na notowania funduszu.

Czytaj także: ABC funduszy inwestycyjnych

Pomoc państwa

Po latach bezkarnego łupienia klientów złota epoka dla TFI się skończyła. 20 grudnia 2018 r. w Dzienniku Ustaw pojawiło się Rozporządzenie Ministra Finansów w sprawie maksymalnej wysokości wynagrodzenia stałego towarzystwa za zarządzanie funduszem inwestycyjnym otwartym lub specjalistycznym funduszem inwestycyjnym otwartym. Za tą przydługą nazwą kryje się odgórne ograniczenie wysokości prowizji, które mogą od nas pobierać TFI. Stopniowo mamy dojść do maksymalnej stawki 2% w 2022 r. W tym roku maksymalna opłata wynosi 3,5%, a następnie co roku ma spadać o 0,5 pkt. proc.

Podobnie jak z intercharge, brak samoregulacji rynku finansowego wywołał interwencję państwa. Jednak jeszcze ciekawszy efekt może mieć start PPK.
Pracownicze Programy Kapitałowe będą pobierały maksymalnie 0,6% opłaty za zarządzanie. A to oznacza, że będą przynosiły lepsze stopy zwrotu niż zarządzane aktywnie fundusze z opłatami rzędu 3,5%. Bardziej ogarnięci finansowo klienci mogą w związku z tym zacząć wywierać presję na TFI – w końcu czemu mają inwestować w funduszach inwestycyjnych, które osiągają gorsze wyniki niż fundusze emerytalne?

Przełom 2018 i 2019 roku to seria wydarzeń od których, miejmy nadzieję, nie ma już odwrotu. Żaden z tych pomysłów w pojedynkę nie jest genialnym i jedynym słusznym ruchem, ale w połączeniu powinny wywrzeć presję na TFI i zaostrzyć konkurencję. Najważniejsze, że doszło do wyłomu w powszechnie stosowanych wysokich opłatach. Klienci na pewno na tym skorzystają.

Photo by LinkedIn Sales Navigator on Unsplash