Trzeci tydzień 2019 roku zakończył się dla złota spadkiem o 0,57 proc. i powrotem do poziomu, od którego rozpoczęło rok. Nie powinno to jednak stanowić powodów do niepokoju w dłuższej perspektywie.
Motorem napędowym dla metali szlachetnych w dalszym ciągu jest spowolnienie gospodarcze, wojna handlowa i brexit. Coraz częściej mówi się jednak o tym, że postawa FED w 2019 r. będzie dużo bardziej gołębia, co przełożyć się może na złagodzenie negatywnych skutków spowolnienia. Pozytywne efekty tych doniesień widać już na Wall Street, gdzie trzy najważniejsze indeksy odrabiają powoli stratę.
Od początku roku cena złota balansowała w okolicach 1292 USD za uncję, nie wykonując zdecydowanych ruchów ani w górę, ani w dół, jakby w oczekiwaniu na to, co wydarzy się na rynku. I w sumie nie wydarzyło się nic, co mogłoby umocnić w znaczący sposób kurs złota. Oznacza to, że w najbliższym czasie możemy spodziewać się drobnych spadków, które jednak nie powinny odznaczać się większą dynamiką, niż wzrosty z ostatniego kwartału minionego roku.
Wszystkie stare problemy wciąż są aktualne. Historia pokazuje także, że jeżeli po serii podwyżek stóp procentowych następuje odwrót i obniżki, przychodzi recesja. Jak na razie jesteśmy w fazie spowolnienia tempa podnoszenia stóp procentowych (dwie podwyżki w 2019 zamiast czterech), jednak w dwóch ostatnich cyklach (1999-2001 i 2004-2008) kończyło się to kryzysem. Z punktu widzenia inwestorów – zwłaszcza lokujących długoterminowo w fizycznym kruszcu – wolniejszy wzrost ceny złota jest lepszy, bo pozwoli dłużej kupować złoto w niższej cenie.
W ostatnim czasie furorę robi pallad, który od sierpnia zyskał 50 proc., a w ubiegłym tygodniu przekroczył 1400 USD. Z kolei platyna, która o szczytu swej popularności w 2011 r. kosztowała ponad 1800 USD, spadła już poniżej 800 USD. W przypadku tych dwóch metali kluczową rolę odgrywa przemysł – w szczególności przemysł motoryzacyjny. Platyna wykorzystywana jest do produkcji katalizatorów do aut z silnikiem diesla, zaś pallad do aut benzynowych.