Przejdź do treści

W obronie podatku Belki (polemika)

Kupuj sztabkę

Podatek od zysków kapitałowych, czyli tzw. podatek Belki, ma fatalną prasę. Inwestorzy i oszczędzający obwiniają go o swoje małe zyski, a politycy opozycji o zniechęcanie Polaków do inwestowania. Jednak już od piętnastu lat kolejne rządy pozostają przy tej daninie. Czy to faktycznie istotny problem, czy może kozioł ofiarny maskujący rzeczywiste problemy?

18 stycznia mój redakcyjny kolega Szymon Matuszyński napisał tekst „Czas pożegnać podatek Belki„. Opierając się m.in. na interpelacji posłów Kukiz ’15 napisał krytyczny wobec tego podatku tekst, w którym konkluduje m.in. „Rezygnacja z podatku Belki byłaby więc krokiem w dobrą stronę”.

W tekście tym zwraca uwagę na wiele istotnych czynników, ale moim zdaniem upraszcza problem, co prowadzi do zbyt czarno-białych wniosków.

Czytaj także: Zysk bez opodatkowania, czyli o wyjątkowej pozycji złota na rynku

Po co nam podatek?

Zacznijmy od poziomu bardzo podstawowego. Podobno na świecie pewna jest tylko śmierć i podatki (cytat przypisywany Benjaminowi Franklinowi). Poza najbardziej radykalnymi libertarianami i anarchistami przygniatająca większość społeczeństwa zgadza się co do tego, że państwo jest potrzebne. Różnimy się w poglądach na jego rolę i stopień ingerencji w nasze życie, ale niemal nikt nie neguje konieczności poboru podatków jako źródła finansowania przedsięwzięć publicznych.

Już w XVIII w. Adam Smith zauważył, że istnieją trzy źródła bogactwa: ziemia, praca i kapitał. To uproszczenie nieco nie przystaje do naszych czasów, chyba że do worka „kapitał” wrzucimy wszelkie dobra i prawa intelektualne (jak patenty). Jeśli jednak uważamy za słuszne płacić podatki (zostawmy na razie dyskusję, jak wysokie) to jakaś forma opodatkowania powinna obejmować wszystkie trzy źródła bogactwa.

Ziemia jest opodatkowana podatkiem od nieruchomości, a co jakiś czas powraca sprawa podatku katastralnego. Do wprowadzenia tego podatku zobowiązaliśmy się w traktacie akcesyjnym z UE, ale kolejne rządy podchodzą do tego z równym entuzjazmem jak do wprowadzenia euro – kolejnego naszego zobowiązania traktatowego.

Praca opodatkowana jest na tle ziemi i kapitału wręcz drakońsko, bo poza podatkiem dochodowym obciążają ją różnego rodzaju składki.

Dlaczego w tej sytuacji z opodatkowania miałby być zwolniony kapitał? Podkreślę, że podatek Belki dotyczy jedynie zysków kapitałowych. Nie jest to podatek od wielkości kapitału, tylko od wypracowanego z niego zysku.

Czytaj także: 5 sposobów, jak uniknąć podatku Belki

Kto płaci podatek Belki?

Szymon Matuszyński przytacza dane, mówiące, że 40% wpływów z podatku Belki pochodzi z rynku kapitałowego. Przyjrzyjmy się jednak bliżej ile tego podatku płaci rocznie „Kowalski”.

Na początku stycznia NBP przestawił raport „Zasobność gospodarstw domowych w Polsce„. Zachęcam do lektury, bo można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. My jednak skupmy się na aktywach finansowych, czyli tych, od których pobierany jest podatek Belki.

Mediana aktywów finansowych polskich gospodarstw domowych to 15,3 tys. zł. Mediana, czyli połowa ma więcej, połowa mniej. To jest nasz Kowalski, znacznie lepiej charakteryzowany niż przez średnią, która ma tendencję do zawyżania wyniku ze względu na nieliczne bardzo zamożne osoby.

Nasz Kowalski aż 74,1%, czyli ok. 11,3 tys. zł, trzyma w depozytach bankowych. Zaledwie 9,9%, (ok. 1,5 tys. zł) to papiery wartościowe (w tym jednostki uczestnictwa funduszy inwestycyjnych), 8,6% to ubezpieczenia i programy emerytalne (pomijamy, bo nieobjęte podatkiem Belki), a 7,4% (ok. 1,1 tys. zł) to „inne”.

Według porównywarki comperia.pl średnie oprocentowanie rocznego depozytu (dłuższych Polacy nie uznają) to 1,36%. Jeśli przemnożymy to przez 11,3 tys. zł otrzymamy 153,68 zł odsetek, od czego podatek Belki wyniesie 29,20 zł. Przypomnę – rocznie.

Jeśli uznamy, bardzo hojnie, że papiery wartościowe i „inne” dają średnioroczną stopę zwrotu na poziomie 10% to roczny zysk wyniesie ok. 260 zł. Podatek Belki to w tej sytuacji 49,40 zł.

Mówimy więc o kwocie 78,60 zł rocznie, czyli 6,55 zł miesięcznie na średnio zamożne gospodarstwo domowe. Płaca minimalna to podatki i składki w wysokości 570 zł miesięcznie.

Kto więc płaci podatek Belki? Głównie dwie grupy: osoby aktywnie inwestujące na rynku kapitałowym i traktujące to jako pracę oraz rentierzy. Nie widzę logicznego powodu, dlaczego akurat te grupy społeczne miałyby zostać zwolnione z opodatkowania swoich dochodów, skoro opodatkowanie pracy przy pensji minimalnej przekracza 27%.

Warto też zwrócić uwagę, że wielkość aktywów finansowych jest bardzo silnie skorelowana z zarobkami i majątkiem. Jest to logiczne – największe oszczędności mają najbogatsi. Kraje szeroko rozumianego „zachodu” mają ogromne problemy ze skutecznym opodatkowaniem najbogatszych obywateli, a wierzchołek góry lodowej ukazały „Panama Papers„. Prowadzi to do niepokojów społecznych i wzrostu popularności populistycznych i radykalnych partii. W tej sytuacji likwidowanie podatku, który płacą głównie najbogatsi, nie byłoby sprawiedliwe społecznie.

Podatek Belki to element systemu

Podatki, przynajmniej teoretycznie, powinny tworzyć spójny, logiczny i kompletny system. Zostawmy na razie realizację tych postulatów w Polskich warunkach prawnych. Niemniej podatek Belki to element systemu utrudniający unikanie opodatkowania.

W ostatnich latach karierę robią terminy „optymalizacja podatkowa” i „agresywna optymalizacja podatkowa”. Optymalizacja podatkowa to wykorzystanie przepisów prawnych w celu legalnego zmniejszenia należnego podatku. Na przykład jeśli zamiast wrzucać 100 zł do puszki WOŚP przeleję taką samą kwotę na konto tej fundacji, będę mógł sobie to odliczyć od dochodu i otrzymać zwrot 18 zł (zakładając, że jestem w pierwszym progu PIT).

Agresywna optymalizacja to świadome działania w celu wyprowadzenia pieniędzy poza system podatkowy. Często legalne, ale wykorzystuje luki w prawie, by osiągnąć efekty niezgodne z jego duchem. To właśnie wszystkie działania, które pokazały Panama Papers: fikcyjne spółki w rajach podatkowych, handel na potęgę znakami towarowymi i karuzele podatkowe.

Zniesienie podatku Belki bardzo ułatwiłoby agresywną optymalizację. Pamiętajmy, że to nie tylko podatek od oszczędności, ale i od dywidendy. A dywidendy wypłacają nie tylko spółki publiczne (giełdowe) ale i prywatne. Jeśli nie byłoby podatku Belki, nagle cała masa właścicieli firm pobierałaby jedynie pensję minimalną, zyski wyprowadzałaby do firm w rajach podatkowych, a stamtąd otrzymywała nieoprocentowaną dywidendę. Oczywiście cały proceder byłby bardziej złożony, ale takie byłoby sedno sprawy.

Czy podatek Belki zniechęca nas do oszczędzania?

Co prawda aż 41% ankietowanych przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych uznaje podatek od zysków kapitałowych za największą słabość polskiego rynku finansowego, ale trudno ich uznać za reprezentatywną grupę. Jedynie 7,5% gospodarstw domowych ma jakiekolwiek papiery wartościowe, a wśród nich ok. 3/4 stanowią jednostki funduszy inwestycyjnych. Giełdowi inwestorzy indywidualni stanowią niestety margines.

Można wymienić wiele czynników zniechęcających Polaków do inwestowania i oszczędzania. Wysokie koszty pośredników i funduszy, uboga oferta, niskie stopy procentowe, słaba płynność, zwłaszcza na mniejszych giełdowych spółkach i rynku Catalyst czy wreszcie instytucje finansowe zachęcające nas raczej do brania kredytów niż oszczędzania. Jednak kluczowe są brak wiedzy i kultury oszczędzania.

Przez ostatnie dekady oszczędzanie w Polsce było niemożliwe. Kolejne wojny, krachy gospodarcze i hiperinflacje powodowały erozję zaufania obywateli do aktywów finansowych. Nic dziwnego, że niewiele o finansach wiemy i się ich boimy.

Przypomnę, 74% aktywów finansowych trzymamy na depozytach, a mediana aktywów finansowych to 15,3 tys. zł na gospodarstwo domowe. Tymczasem w nieruchomościach (licząc jedynie te nie stanowiące miejsca zamieszkania) średniozamożne polskie gospodarstwo domowe (mediana dla całego społeczeństwa) ma ulokowane ponad 36 tys. zł.

W efekcie mamy banki nie wysilające się na porządne oprocentowanie, bo klienci i tak przyniosą pieniądze. Mamy bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości, zwłaszcza nowych mieszkań pod wynajem. I mamy wąski strumyczek płynący na rynek kapitałowy, który nie może spełniać swojego podstawowego zadania, jakim jest dostarczanie kapitału krajowym firmom. Czy to wina podatku Belki?

Czy wobec tego podatek Belki należy pozostawić bez zmian?

Uważam, że podatek Belki potrzebuje zmian, ale jako część głębokiej, strukturalnej reformy polskiego systemu podatkowego.

Majstrowanie jedynie przy podatku Belki byłoby błędem. Wspomniane przez Szymona Matuszyńskiego zwolnienie oszczędności długoterminowych stworzyłoby wyjątek, który na pewno wykorzystaliby fani agresywnej optymalizacji i to zapewne w sposób, o jakim nie śniło się mojemu redakcyjnemu koledze czy osobom optującym w dobrej wierze za takim rozwiązaniem. W podatkach każda luka i wyjątek to punkt zaczepienia dla oszustów.

Zwłaszcza że już w obecnym porządku prawnym oszczędności długoterminowe zwolnione są z podatku Belki, o ile oszczędzamy pod parasolem IKE/IKZE (co zresztą zauważył Matuszyński). Warto przy tym zwrócić uwagę, że limit wpłat na IKE i IKZE w 2018 r. przekracza całe oszczędności naszego „medianowego Kowalskiego”.

Marzy mi się odważny rząd, który zaora polski system podatkowy i przeprowadzi jego dogłębną reformę, wychodząc od całościowej filozofii systemu. Moim zdaniem należałoby jak najbardziej ograniczyć podatki od dochodów (w tym podatek od zysków kapitałowych) na rzecz większych podatków pośrednich. Innymi słowy przesunąć ciężar opodatkowania jeszcze mocniej z zarabiania na konsumpcję. Ale to temat na osobny tekst, a nawet książkę.

Póki co zostawmy podatek Belki w spokoju. Są bardziej palące problemy, jak system emerytalny.