W trakcie majówki wiele osób wyjeżdża i stołuje się w barach czy restauracjach. Warto być czujnym, bo nie zawsze to, co widnieje w menu, pokrywa się z rzeczywistością. Potwierdzają to wyniki kontroli przeprowadzonej przez Inspekcję Handlową.
W trakcie ogólnopolskiej kontroli, przeprowadzonej w III kwartale zeszłego roku, inspektorzy sprawdzili 160 restauracji, barów, smażalni ryb, gospód, pizzerii i podobnych lokali położonych w miejscowościach turystycznych lub przy prowadzących do nich drogach dojazdowych.
Inspektorzy zwracali uwagę m.in. na rzetelność obsługi, jakość potraw i napojów, warunki ich przechowywania oraz sposób informowania o cenach. Nieprawidłowości stwierdzili aż w 127 lokalach, czyli w niemal 80 proc. wszystkich skontrolowanych miejsc. Najczęściej dotyczyły zamiany składników oraz niepodawania pełnej informacji o cenach i składnikach.
– Kontrola wykazała, że jakość potraw i rzetelność obsługi w restauracjach w miejscowościach wypoczynkowych pozostawiają dużo do życzenia. Zdarza się, że turyści są tam wręcz oszukiwani. Dostają tańsze mięso, ryby lub sery niż obiecano im to w menu, a porcje bywają niedoważone – mówi Marek Niechciał, prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Kebab z baraniną bez baraniny
W sumie inspektorzy sprawdzili 4018 partii produktów. Różnego rodzaju zastrzeżenia mieli do 1743 partii (43,4 proc.). Najczęstszą nieprawidłowością, wykrytą w 46 lokalach, była zamiana składników.
Droższe mięso zastępowano innym. Kebab z baraniną nie zawierał ani grama baraniny, w pierogach z farszem jagnięco-wołowym było tylko mięso wołowe, a w gyrosie drobiowym – wieprzowina. Nie zgadzały się też gatunki ryb. Kucharze serwowali tańszą limandę żółtopłetwą jako droższą solę, a plamiaka jako dorsza. Zamiast fety i oscypka (które, zgodnie z unijnymi przepisami, są Chronionymi Nazwami Pochodzenia) klienci dostawali tańsze sery, najczęściej odpowiednio ser sałatkowy Favita i roladę ustrzycką. Napój instant o smaku czekoladowym udawał gorącą czekoladę, a nektar ananasowy – sok.
W 17 lokalach zdiagnozowano zbyt maje porcje. Grillowane mięso indyka ważyło 106 g i 109 g zamiast deklarowanych w menu 160 g, w placku po zbójnicku z wołowiną inspektorzy stwierdzili 43 g i 49 g mięsa na deklarowane 120 g, a porcja okonia zawierała 137 g mięsa ryby zamiast deklarowanych 200 g.
W wielu miejscach potrawy przechowywano w niewłaściwy sposób. W 20 lokalach inspektorzy znaleźli towary przeterminowane, m.in. przyprawy, przetwory mięsne, sery. W 10 lokalach w jednej lodówce w odkrytych naczyniach sąsiadowały ze sobą wyroby gotowe (bigos, flaki, surówki) i np. rozmrożona ryba, surowe mięso, twaróg. W kolejnych 10 były brudne podłogi, urządzenia chłodnicze i sprzęt stykający się z żywnością.
W 50 lokalach stwierdzono nieprawidłowe podawanie cen. W cenniku brakowało informacji, ile dania lub napoju dostaniemy za daną kwotę. Z kolei w 1632 partiach produktów na 2284 sprawdzone (71,5 proc.) zdiagnozowano złe oznakowanie. Brakowało choćby wykazu składników, zwłaszcza w przypadku żywności bez opakowania, albo informacji o alergenach.
Jak nie dać się naciąć w restauracji?
Jak radzi Dariusz Łomowski z Departamentu Inspekcji Handlowej UOKiK, konsumenci korzystający z usług gastronomicznych powinni przede wszystkim posługiwać się swoimi zmysłami.
– Wybierając się do restauracji, powinniśmy zwrócić uwagę przede wszystkim na to, jak wygląda zakład gastronomiczny. Czy nie jest brudno, czy nie przylepimy się do stolika. Użyjmy węchu, a więc sprawdźmy, czy nie śmierdzi starym, przepalonym tłuszczem, a także smaku – jeżeli wobec czegokolwiek mamy jakiekolwiek zastrzeżenia, natychmiast zgłośmy je personelowi. Żądajmy również rozmowy z menedżerem czy kierownikiem. I co ważne, zobaczmy, w jaki sposób personel reaguje – tłumaczy Łomowski.
Dariusz Łomowski podkreśla, że jeśli dostaniemy nieświeżą potrawę i zgłosimy to kelnerowi, to rzetelna obsługa powinna natychmiast wymienić nam porcję, bez żadnych dodatkowych opłat. A nawet dorzucić jakiś gratis, w ten sposób budując relacje z konsumentami.
– Jeżeli jednak nie możemy dogadać się z obsługą, a menedżer twierdzi, że wszystko było w porządku, wówczas napiszmy reklamację albo zgłośmy się do inspekcji handlowej. Nie odpuszczajmy. Takie zachowanie to podstawa, aby domagać się zwrotu kosztów nieudanego obiadu w trybie polubownego rozwiązywania sporów konsumenckich albo na drodze sądowej – wyjaśnia Łomowski.
Dodaje, że cześć nierzetelnych przedsiębiorców liczy na to, że konsument w którymś momencie zrezygnuje, zapłaci rachunek i nie będzie dochodził swoich praw.
– Zachęcam, żeby dochodzić do swoich praw, nawet na drodze sądowej – zaznacza Dariusz Łomowski.