Nie da się w nieskończoność zaklinać rzeczywistości. Dynamiczny rozwój polskiej gospodarki wkrótce spowolni. Jeśli dobrze przyjrzymy się światu wokół, łatwo będzie zobaczyć oznaki nadchodzącego spowolnienia.
O cykliczności gospodarki rynkowej
Polska jest krajem z przewagą gospodarki rynkowej, „społecznej gospodarki rynkowej”, jak określa nasz ustrój gospodarczy Konstytucja RP. Zostawmy z boku rozważania ile w naszej gospodarce rzeczywiście jest rynku, a ile interwencjonizmu. Faktem jest jednak, że większość aktywności gospodarczej podejmowana jest suwerennie przez firmy i mieszkańców naszego kraju. Nie mamy kartek racjonujących przydział produktów, a firmy nie otrzymują z Warszawy dokładnego planu produkcyjnego.
W każdej gospodarce rynkowej mamy do czynienia z cyklicznością, czyli naprzemiennymi okresami dynamicznego rozwoju i spowolnienia gospodarczego. Trzeba pamiętać, że „spowolnienie” to nie to samo co recesja albo kryzys.
Recesja jest terminem technicznym i oznacza sytuację, w której przez dwa kwartały z rzędu wzrost gospodarczy jest ujemny. Mówiąc prościej – przez pół roku gospodarka produkuje mniej z kwartału na kwartał. Odkąd polskie PKB jest mierzone kwartalnie zgodnie ze standardami zachodnimi, tj. od 1995 r., polska gospodarka nie odnotowała recesji. Było blisko, np. w 2012 r. dwa z trzech kolejnych kwartałów były na minusie, ale recesji nie zaliczyliśmy.
Spowolnienie gospodarcze i kryzys nie mają jasno zdefiniowanych kryteriów. Za spowolnienie możemy uznać czas, gdy wzrost gospodarczy znacząco spowalnia lub w ogóle ustaje. Kryzys to ostra, gwałtowna forma recesji, powiązana z powszechnymi, poważnymi problemami gospodarczymi firm i osób fizycznych.
Spowolnienia są czymś zupełnie naturalnym i wynikają z natury gospodarki rynkowej. Jednak nie każde spowolnienie musi przerodzić się w kryzys czy nawet recesję.
W Polsce regularnie doświadczamy cykli koniunkturalnych. Oddzielenie okresu rozwoju od spowolnienia nie jest takie proste, ale przyjmijmy umownie, że ostatnie spowolnienia to lata 2001-03, 2009-10 i 2012-13, z krótszymi okresami gorszej koniunktury w 1999 i 2005 r. Możecie to zobaczyć na poniższym wykresie.
Jak łatwo się zorientować, jesteśmy w końcowej fazie cyklu, czyli w czasie największego wzrostu. Czas na spowolnienie. Obecnie nie sposób przewidzieć jak będzie głębokie i jakie będą jego konsekwencje. Czy przyniesie dziurę budżetową i wzrost opodatkowania? Bankructwa firm i wzrost bezrobocia? A może jedynie spowolni wzrost płac i zakończy panujący ostatnio rynek pracownika? Prognozowanie gospodarki rok naprzód jest ryzykowne, a co dopiero w dalszym horyzoncie.
Jasne jest jednak, że spowolnienie nadchodzi, a poniżej pięć znaków, które o tym świadczą.
Czytaj także: Jak przygotować się na kryzys?
1. Obniżone prognozy wzrostu gospodarczego dla Polski
Już nawet urzędowo optymistyczne Ministerstwo Finansów nie ma złudzeń. „Będziemy mieć do czynienia z miękkim spowolnieniem”, zapowiada Teresa Czerwińska, Minister Finansów. Nasz rząd prognozuje, że wzrost PKB spadnie do 3,7-3,8% w 2019 r. (wobec wzrostu 5,1% w 2018 r.) i 3,3% w 2020 r. To tyle samo, co jeszcze niedawno prognozowała Komisja Europejska, tyle że KE już zrewidowała swoje prognozy i to niestety w dół. Na 2019 r. prognozuje 3,5%, a na 2020 r. 3,2%. Z kolei Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje 3,6% w 2019 r. i 3,0% w 2020 r.
To naturalnie dalej nie są dramatyczne wskaźniki. Wręcz przeciwnie, jeśli tak ma wyglądać spowolnienie, to bardzo dobra wiadomość. Tyle że im dłuższy termin, tym mniej trafne prognozy. Jak pokazał „The Economist” w miarę dokładnie prognozować można pół roku naprzód. Przy dwuletnim horyzoncie prognoz ekonomiści mogliby po prostu przepisywać ostatnią znaną wartość i osiągnęliby podobny średni błąd co przy swoich prognozach. Innymi słowy „you know nothing, Jon Snow”. Przynajmniej na dwa lata do przodu.
Czytaj także: Czy Polska zbankrutuje podczas kolejnego kryzysu?
2. Gwałtowne hamowanie w Niemczech
Czy nam się to podoba czy nie, polska gospodarka jest mocno zależna od niemieckiej. Może nie aż tak jak na Węgrzech czy na Słowacji, ale to Niemcy są naszym największym partnerem handlowym i kupują lwią część naszego eksportu.
W tej sytuacji nie może nas cieszyć dość gwałtowne hamowanie niemieckiej gospodarki, które możemy zobaczyć na poniższym wykresie.
Co więcej na powyższym wykresie mamy do czynienia ze zmianą PKB rok do roku. Niemcy są o krok od technicznej recesji. W III kw. 2018 r. PKB naszego zachodniego sąsiada liczony kwartał do kwartału minimalnie spadł, a w IV kw. 2018 r. rzutem na taśmę wyszedł na zero.
3. Spadające wskaźniki PMI
PMI to wskaźnik przewidujący koniunkturę gospodarczą, powstający na podstawie wywiadów z zarządzającymi firmami. Innymi słowy oddaje jak menedżerowie wysokiego szczebla widzą przyszłość swoich firm na podstawie produkcji, zakupów, zatrudnienia, dostaw i zapasów. Wartość powyżej 50 oznacza rozwój, poniżej 50 spadek aktywności.
PMI dla przemysłu w Polsce utrzymuje się poniżej 50 już czwarty kwartał z rzędu. Ostatni raz taką sytuację mieliśmy w 2012 r. i zapowiadało to najmocniejsze, choć stosunkowo krótkie, spowolnienie w XXI w.
Trzy kwartały z rzędu przemysłowego PMI poniżej 50 odnotowano w Niemczech, gdzie wskaźniki są najgorsze od 2012 r., a dwa kwartały z rzędu dla całej strefy euro.
To co pozytywne to fakt, że PMI liczony zbiorczo dla sektora usług i przemysłu w Niemczech i strefie euro wciąż pozostaje minimalnie nad poziomem 50 pkt., choć nie sposób przegapić jego dramatyczny spadek w ciągu ostatniego roku, co możecie zobaczyć na wykresie.
4. Odwrócona krzywa rentowności obligacji amerykańskich
Pod koniec marca doszło do wydarzenia, które mocno zaniepokoiło rynki finansowe. Oprocentowanie dziesięcioletnich obligacji rządu federalnego USA spadło poniżej oprocentowania obligacji trzymiesięcznych. Fachowo nazywa się to odwróceniem krzywej rentowności i przez cały XX i XXI wiek ze stuprocentową skutecznością zapowiadało recesję w USA w czasie 1-2 lat.
Normalnie oprocentowanie obligacji dziesięcioletnich jest znacząco wyższe. To logiczne – jeśli pożyczamy pieniądze na dłużej, ryzyko jest większe, a więc żądamy wyższego oprocentowania. Jednak inwestorzy obawiający się kryzysu skupują obligacje 10-letnie jako „bezpieczną przystań” dla ich pieniędzy w niebezpiecznych czasach. To sprawia, że obligacje stają się droższe, a więc ich rentowność (oprocentowanie) spada.
Odwrócona krzywa rentowności może być też czymś w rodzaju samospełniającej się przepowiedni – wszyscy uciekają do bezpiecznych aktywów, mamy wzrost awersji do ryzyka, droższe kredyty i w efekcie recesję. Nikt do końca nie zna wyjaśnienia tego zjawiska, ale nie ulega wątpliwości, że nie należy go lekceważyć.
Czytaj także: Kryzys na skalę 2008 zacznie się w Chinach?
5. Brexit
Mało kto z nas wie, że Wielka Brytania jest trzecim największym partnerem handlowym Polski. Z tego względu na pewno odczujemy wyjście tego kraju z Unii Europejskiej, zwłaszcza jeśli dojdzie do niego bez umowy regulującej handel. Będzie to znaczyło, że na znaczący polski eksport na Wyspy zostaną nałożone cła, zmniejszające obroty i opłacalność handlu z poddanymi Elżbiety II.
Co prawda pod koniec marca prezydent Andrzej Duda podpisał specjalną ustawę, która pozwoli działać firmom finansowym z Wielkiej Brytanii na terenie Polski nawet po twardym Brexicie, ale to jedynie zabezpiecza fundusze polskich klientów zdeponowane w brytyjskich instytucjach finansowych i nie będzie miało wpływu na kontakty handlowe.
Spowolnienie czai się za rogiem. Być może nie skończy się kryzysem i recesją, ale na wszelki wypadek warto się przygotować.
Photo by Denny Müller on Unsplash