Pytanie niestety nie jest postawione w klimacie Monty Pythona. Niektórzy co prawda twierdzą, że fakt ten mamy już dawno za sobą, inni, że wszystko jeszcze przed nami. Niezależnie od tego, kto ma rację, jedno nie podlega wątpliwości. Dochodzimy do momentu, w którym geopolityczna i gospodarcza sytuacja na całym świecie może wymknąć się spod kontroli. O ile w ogóle jest jeszcze przez kogokolwiek kontrolowana.
Nacjonalizująca się Europa, najpoważniejszy w historii kryzys wspólnoty, apokalipsa w Syrii. Tak wyliczać można bardzo długo. I do tego wszystkiego niepokojąca wizja objęcia fotela najpoważniejszego polityka świata przez ekscentrycznego milionera, który jest bardziej nieprzewidywalny niż ruletka i prognoza pogody w górach razem wzięte. Patrząc na to, co może wydarzyć się w dłuższej perspektywie, bardzo trudno o jakikolwiek punkt zaczepienia dający nadzieję, że może wcale nie będzie tak źle.
Czytaj także: Złoto rośnie w reakcji na konflikt w Syrii
Donald Trump prezydentem Stanów Zjednoczonych?
Sytuacja za oceanem przypomina w pewnym sensie tą, z którą mieliśmy do czynienia w Polsce. I nie chodzi o porównywanie Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem, bo to większego sensu nie ma. Chodzi o kwestię szans, jakie na samym starcie dawano tym kandydatom na objęcie fotela głowy państwa. W polityce nie ma rzeczy niemożliwych.
Donald Trump nie kupi zwycięstwa. Nie jest mu to potrzebne. Jeśli wygra, to dlatego, że trafia w samo sedno potrzeb i lęków Amerykanów. Uderza w słabe punkty poprzedników i przeciwników, sam oczywiście nie będąc wolnym od błędów. To jednak wystarcza, aby ciągnąć za sobą miliony ludzi, którym kreślona przez ostatnie lata wizja Ameryki Baracka Obamy jest zupełnie obca i kompletnie się nie podoba.
Coraz bardziej nerwowo na rozwój wypadków zaczynają reagować inwestorzy, którzy, wobec trudnego do przewidzenia wyniku wyborów, jeszcze bardziej obawiają się wygranej nieprzewidywalnego kandydata. Rynki finansowe nie znoszą niewiedzy, braku możliwości prognozowania, niepewności. Donald Trump jest tych wszystkich zjawisk uosobieniem.
Europa – wspólnota podziałów
Rozumiejąc zmieniające się nastoje społeczne w wielu europejskich krajach, trudno zrozumieć kierunek, w jakim stary kontynent podąża jako całość. Jeśli trend ten się utrzyma, staniemy się grupką mających wielkie ambicje, ale małe możliwości krajów, które dążąc do wzmacniania narodowej tożsamości, marnotrawią tkwiący w Unii Europejskiej potencjał.
Chcąc być znaczącą siłą na gospodarczej mapie świata, Europa nie może pozwolić sobie na brak spójności – celów, idei i podejmowanych działań. Rozpędzająca się jak walec gospodarka chińska stanie się niebawem numerem jeden na świecie. Potężne i jeszcze wciąż pierwsze pozostają Stany Zjednoczone. Zatracający się podział na kraje rozwinięte i rozwijające się przynosi zmiany w globalnym układzie gospodarczych sił. Aby być na tym rynku ważnym graczem, Europa musi się jednoczyć, a nie dzielić. I nie ma to nic wspólnego z narodową tożsamością, bo tej nikt w Europie nikomu nie odbiera i nie próbuje tego robić. Choć trzeba przyznać, że silna hipochondria czy niepohamowana fobia może z czasem przerodzić się w chorobę.
Dług – bomba z opóźnionym zapłonem
Jedno z najniebezpieczniejszych zjawisk, z którym mamy we współczesnym świecie do czynienia. To już nawet nie jest kreatywna księgowość, tylko drukowanie środków płatniczych wprost. Robią to Amerykanie, robi to Europa. Na razie nie robi tego Polska, której jednak kredyty obce wcale nie są. Droga podążania długiem prowadzi wyłącznie w przepaść. Jeśli dalej będą tak postępować sprawujący władzę politycy najważniejszych gospodarek świata, przepaść ta będzie tak głęboka, że nie będzie już możliwości odbicia się od dna. Drukarki też mają przecież swoją żywotność.
Najgorsze w całym kredytowym zamieszaniu nie jest wcale to, że wciąż się (jako globalne społeczeństwo) zadłużamy. Przeraża brak wizji, pomysłu i chęci wychodzenia z długu. Polska do tej pory maksyma “jakoś to będzie” zaczyna zbijać popularność na całym świecie. Carpe diem. Spłacać będzie ktoś inny.
Nadchodzą mroczne czasy. Choć prawdę mówiąc, one już chyba nadeszły. My, patrząc na świat z naszej polskiej perspektywy, wszystkiego nie widzimy. I może to nawet lepiej…
Pozostaje zatem głęboka wiara w to, że odpowiadający za losy tego świata – polityczne, gospodarcze i społeczne – w końcu się opamiętają i wyciągną kilka płynących choćby z historii XX wieku wniosków. Na to nie jest jeszcze za późno. Ale czas nieubłaganie płynie…