Przejdź do treści

Tomasz Iwan: prawdziwe życie zaczyna się po zakończeniu kariery piłkarskiej

Kupuj sztabkę

Radziłbym piłkarzom bardzo ostrożnie podchodzić do zakładania biznesów, zwłaszcza tych, które mają im przynieść ogromne zyski w krótkim czasie. Lepiej zainwestować rozważniej, mieć mniejszy zysk, ale pewny – mówi Tomasz Iwan.

Iwan to były znakomity piłkarz, reprezentant naszego kraju, który przez wiele lat grał w zagranicznych klubach, m.in. w Feyenoordzie Rotterdam i PSV Eindhoven. Obecnie pełni funkcję dyrektora reprezentacji Polski, z powodzeniem łącząc obowiązki w PZPN-ie z własną działalnością biznesową.

Nam Tomasz Iwan opowiada m.in. o inwestowaniu zarobionych w trakcie kariery pieniędzy, zagrożeniach czyhających na młodych zawodników oraz piłkarskim funduszu emerytalnym funkcjonującym w Holandii.

Tomasz Matejuk: Zakończenie kariery piłkarskiej i odnalezienie się w nowym, dalszym życiu to dla piłkarza trudny moment?

Tomasz Iwan: Nie tylko dla piłkarza, ale dla każdego sportowca. Są co prawda takie sporty jak golf, które można uprawiać dość długo, ale w przypadku większości sportów, zwłaszcza zespołowych, jest określona bariera wieku. Rzeczywiście zazwyczaj jest to trudny moment. Przede wszystkim pod względem psychologicznym, bo trzeba zakończyć coś, co się robiło przez całe życie.

Jeśli to przejście jest płynne, czyli ma się przygotowany już jakiś własny biznes albo inne zajęcie, wtedy jest znacznie łatwiej. Kończymy jedno i rozpoczynamy coś innego.

Pan, kończąc karierę, już dokładnie wiedział, co będzie robił dalej?

Tak, miałem już pomysł na przyszłość. Świadomie zakończyłem karierę. Wiedziałem, że, kolokwialnie mówiąc, już wiele z niej nie wycisnę, do tego doszły różne kontuzje, więc w pewnym momencie powiedziałem: dziękuję, wystarczy.

Jest pan jednym z nielicznych polskich piłkarzy, którzy po zakończeniu kariery świetnie odnaleźli się w biznesie. Ma pan własną firmę eventową, inwestował pan także w Zakopanem…

Tych inwestycji było wiele, bo one mają to do siebie, że albo się udają, albo nie. Trudno o inwestycję ze stuprocentową gwarancją powodzenia. Jeżeli ktoś nam coś takiego obiecuje, to albo kłamie, albo chce nas naciągnąć. Wśród moich inwestycji też trafiały się nieudane.

Piłkarze, czy mówiąc szerzej sportowcy, to ludzie, którzy zarabiają stosunkowo duże pieniądze w krótkim czasie. Nagle więc wokół nich pojawia się mnóstwo osób proponujących różnego rodzaju biznesy, chcących pomnażać należącą do nich gotówkę. Jednak trzeba do tego podchodzić sceptycznie, a zwłaszcza do osób oferujących niebotyczny zysk w krótkim czasie. Cudów nie ma, także w biznesie.

Wielu piłkarzy po zakończeniu kariery bardzo szybko przepuszcza zarobione pieniądze, niektórzy wręcz bankrutują. To właśnie efekt otaczania się złymi doradcami? Czy może braku wiedzy o finansach, inwestowaniu?

Wszystkiego po trochu. Kiedyś się nad tym zastanawiałem i myślę, że 60-70% sportowców nie radzi sobie w dalszym życiu. Udaje się nielicznym. Tak było m.in. za czasów, gdy ja grałem w reprezentacji Polski. Niektórym się udało, ale byli też tacy, którzy nietrafnie inwestowali i roztrwonili zarobione pieniądze. Niestety tych drugich przypadków jest więcej.

Obserwował pan zawodników kiedyś, gdy sam grał w piłkę. Teraz jako dyrektor reprezentacji Polski przygląda się pan obecnym reprezentantom. Coś się zmieniło w podejściu zawodników do zarządzania własnymi pieniędzmi?

Niewiele się w tym względzie zmienia. Zmieniają się tylko kwoty, jakie inkasują piłkarze. Dziś są to zdecydowanie większe pieniądze, niż my dostawaliśmy, a my zarabialiśmy więcej niż nasi poprzednicy. Zarobki piłkarzy rosną w bardzo szybkim tempie.

Z jednej strony to oczywiście dobrze, bo zawodnicy mają większe możliwości inwestowania, ale automatycznie pojawia się również coraz więcej osób chętnych do pomocy, menedżerów oraz pseudodoradców. Wystarczy jedna czy dwie złe inwestycje i niestety pieniądze się rozpływają.

Do tego dochodzi też aspekt psychologiczny. Zawodnik jest przyzwyczajony, że co miesiąc na konto otrzymuje pokaźną kwotę, nie martwi się o wydatki. To jednak może się bardzo szybko i gwałtownie skończyć. Piłkarz zawsze jest narażony na poważne kontuzje, więc w już wieku 30 lat może zakończyć karierę. A często są to ludzie, którzy nie są przygotowani do żadnej innej pracy, mają braki w wykształceniu, bo przygoda z piłką zaczyna się już w wieku kilkunastu lat.

Niektórzy przez wiele lat inwestują, budują własny biznes, a potem do końca życia czerpią z tego zyski. U piłkarzy jest inaczej – czasem los chce, że musimy nagle zakończyć karierę. No i niestety często dochodzi wtedy do życiowych dramatów, bo zawodnicy zostają bez środków do życia, zupełnie nieprzygotowani do dalszego funkcjonowania.

Pozytywnym przykładem łączenia sportu z interesami jeszcze w trakcie trwania kariery jest Robert Lewandowski, który świetnie radzi sobie nie tylko na boisku, ale i na polu biznesowym. Czy to jest wzór, który sprawi, że zmieni się mentalność polskich piłkarzy, że będą bardziej myśleć o życiu pozasportowym?

Robert jest przykładem dla wielu osób – dla młodych piłkarzy, dla innych zawodników. To czołowy zawodnik na świecie, jego zarobki są tak wysokie, że nawet gdyby nie inwestował, raczej o przyszłość mógłby być spokojny. Ale rzeczywiście, godne pochwały jest to, że inwestuje swoje pieniądze, że już teraz myśli o tym, co będzie robił po zakończeniu kariery. Zakładam, że tak jak w przypadku wszystkich inwestycji, niektóre jego biznesy będą trafione, inne nie.

Wszystko polega na tym, żeby dywersyfikować swój portfel i nie wkładać wszystkich zarobionych pieniędzy w jeden biznes. Są różne aktywa, w które warto inwestować.

A w co najczęściej inwestują polscy piłkarze?

Wielu piłkarzy inwestuje w nieruchomości. To rynek, na którym nie do końca trzeba się świetnie znać, choć po pewnym czasie ta wiedza rośnie, gdyż mechanizmy nim rządzące są w miarę proste do zrozumienia. Dla tych sportowców, którzy nie wiedzą, jak zainwestować, nie mają do tego smykałki, to może być dobre rozwiązanie.

Innego rodzaju inwestycje, choćby w sklepy czy markety, są obarczone znacznie większym ryzykiem. Sam swego czasu byłem jednym z właścicieli sieci kafeterii w Warszawie i nie tylko. I niestety ten biznes się „wyłożył”.

Na powodzenie biznesu wpływa wiele czynników, nie na wszystkie mamy bezpośredni wpływ. Jak już wspominałem wcześniej, dookoła nas kręci się wiele osób doradzających, przedstawiających różne propozycje i biznesplany, roztaczających wspaniałe wizje. Później często okazuje się jednak, że coś idzie nie tak, jak trzeba. A to zazwyczaj my, sportowcy, jesteśmy inwestorami, którzy ponoszą straty.

Radziłby pan więc nie otaczać się doradcami, tylko samemu podejmować decyzje inwestycyjne?

Radziłbym bardzo ostrożnie podchodzić do zakładania biznesów, zwłaszcza tych, które mają nam przynieść ogromne zyski w krótkim czasie. Lepiej zainwestować rozważniej, mieć mniejszy zysk, ale pewny.

Sam miałem kilku przyjaciół, doradców, ludzi, którzy chcieli robić ze mną interesy. Dziś nie mam ani zainwestowanych pieniędzy, ani tych przyjaciół.

Czyli im człowiek sławniejszy i bogatszy, tym odnajduje się coraz więcej dawnych znajomych albo daleka rodzina?

Zgadza się, to spore ryzyko. Piłkarze są na świeczniku, ja sam niemal w każdym tygodniu dostaję jakąś propozycję biznesową. Podchodzę do tego teraz znaczniej ostrożniej niż kiedyś. Mam większe doświadczenie i mniej pieniędzy, bo część już straciłem (śmiech). Przede wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek i ostrożnie dobierać ludzi, z którymi robi się interesy.

Przez wiele lat grał pan w zagranicznych klubach. Jest różnica w podejściu piłkarzy zagranicznych i polskich do myślenia długofalowego o tym, co będą robić po zakończeniu kariery?

Wiele lat grałem w Holandii, dobrze poznałem tamtejszy rynek piłkarski, ale też finansowy. W latach 70-tych ubiegłego wieku ministerstwo finansów wraz ze związkiem piłkarskim wprowadziło przepis, w myśl którego każdy zawodnik jest zobligowany do odkładania pieniędzy na poczet funduszu emerytalnego.

Czyli część zarobków trafia automatycznie na konto emerytalne?

Dokładnie połowa wynagrodzenia trafia do tego funduszu. Objęci tym programem są wszyscy piłkarze holenderscy i część piłkarzy z zagranicy. Ja też w nim uczestniczyłem i to jest fantastyczna sprawa, bo mając trzydzieści kilka lat, można spokojnie powiedzieć sobie „stop” i nie martwić się o przyszłość.

W Polsce taki system by się sprawdził?

Myślę, że obecnie nigdzie nie dałoby się wprowadzić takiego systemu, byłby za duży opór. Ale w Holandii dalej to funkcjonuje, jestem beneficjentem tego programu, czyli w holenderskim systemie figuruję jako emerytowany piłkarz. To duże zabezpieczenie dla zawodników.

Gdyby miał pan dzisiaj coś doradzić młodym zawodnikom, jeśli chodzi o zarządzanie pieniędzmi i karierą, co by to było?

Przede wszystkim gromadzenie oszczędności, chociażby właśnie odkładanie pieniędzy na specjalny fundusz. Wielu piłkarzy do prowadzenia własnego biznesu po prostu się nie nadaje, nie ma zmysłu, nie każdy rodzi się biznesmenem.

Z tego powodu warto wtedy pomyśleć o rozsądnym funduszu, nie trwonić wszystkich zarobionych pieniędzy, nie żyć ponad stan, bo prawdziwe życie zaczyna się dopiero później, już po zakończeniu kariery. Młodzi piłkarze często o tym nie myślą.

A jak pokazują przykłady choćby z Premier League, nie ma takich pieniędzy, których nie da się wydać i roztrwonić.

Tak, życie to dobitnie pokazuje, a zwłaszcza sport. Mike Tyson, który zarabiał setki milionów dolarów, jest tego najlepszym przykładem. Podobnie właśnie Premier League – zawodnicy zarabiający setki tysięcy funtów tygodniowo nagle zostają bez środków do życia.

W Holandii kiedyś było podobnie, dlatego stworzono ten system, o którym mówiłem. Mając 24-25 lat zupełnie inaczej to postrzegałem, twierdziłem, że ktoś mi zabiera moje ciężko zarobione pieniądze. Mając już trzydzieści kilka lat, zacząłem doceniać, że po zakończeniu kariery będę nadal, do końca życia otrzymywał wypłatę.

Warto, aby młodzi piłkarze słuchali kogoś, kto ma karierę piłkarską za sobą i przez to wszystko przechodził. A przykładów, że w młodym wieku należy być ostrożnym, jest mnóstwo.

Czy w trakcie zgrupowań reprezentacji sztab szkoleniowy rozmawia o tym z piłkarzami?

Nie, my o tym nie rozmawiamy. Reprezentacja to nie jest miejsce na tego typu dyskusje. To jest bardziej rola klubów, gdzie piłkarze zarabiają pieniądze. Tam powinni być odpowiednio ukierunkowywani.

W klubach są doradcy finansowi?

Zazwyczaj to jednak menedżerowie zajmują się doradzaniem zawodnikom, więc to oni powinni ponosić też, po części, odpowiedzialność za pieniądze piłkarzy – sami przecież na tym też zarabiają. Niekiedy menedżerowie namawiają ich do różnych inwestycji, do odkładania pieniędzy. Myślę jednak, że takich osób, które mają z tyłu głowy to, co będzie działo się z zawodnikiem za 15 lat, jest niestety niewiele.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad pierwotnie publikowany był w numerze 1(7)/2018 Mysavera. Wydanie papierowe dostępne jest tutaj

Photo by Mitch Rosen on Unsplash