Nowy rok to nowe szanse i nowe zagrożenia. Przewidywanie przyszłości to trudny biznes, a prognozowanie zmian w finansach wręcz bardzo trudny. Niemniej prezentujemy pięć zagrożeń, które mogą wpłynąć na stan waszych finansów w 2018 roku.
Wszystkie te zagrożenia są całkowicie realne, choć niekoniecznie się ziszczą. Należy przy tym pamiętać o zawsze istniejącym ryzyku „czarnego łabędzia”, czyli wydarzenia niemożliwego do przewidzenia o ogromnych konsekwencjach. Takimi były m.in. katastrofa platformy wiertniczej Deepwater Horizon, zamachy terrorystyczne z 11 września 2001 r. czy Katastrofa Smoleńska.
Jednak i bez „czarnych łabędzi” jest się czym niepokoić.
Czytaj także: Pięć szans dla naszych portfeli w 2019 r.
Czytaj także: Pięć zagrożeń dla naszych portfeli w 2019 r.
1. Wzrost inflacji
Od 2013 r. cieszyliśmy się w Polsce inflacją poniżej 1%, a w latach 2015-16 mieliśmy wręcz deflację (ceny spadały). To duży sukces, biorąc pod uwagę, że jeszcze w 2000 r. inflacja miała wartość dwucyfrową.
Jednak już w 2017 r. wzrost cen przyspieszył, a sytuacja będzie się jeszcze pogarszała. Inflacji sprzyjają niski koszt pieniądza, wynikający z niskich stóp procentowych, rosnące zarobki Polaków, spadające bezrobocie, transfery socjalne (Rodzina 500+) oraz dobra sytuacja gospodarcza w Polsce i na świecie.
Żaden z tych czynników sam w sobie nie jest zły, ale przekłada się na wzrost cen o skali niewidzianej w Polsce od pięciu lat. Co gorsza inflacja „zjada” nasze oszczędności. Już w tej chwili średnie oprocentowanie lokat bankowych znajduje się poniżej inflacji, co powoduje, że trzymając pieniądze w banku ponosimy realne straty. Nic dziwnego, że ogromnym powodzeniem cieszą się czteroletnie obligacje skarbowe, których oprocentowanie uzależnione jest od inflacji.
2. Wzrost stóp procentowych
Za wzrostem inflacji musi pójść wzrost stóp procentowych. Jednym z głównych zadań Rady Polityki Pieniężnej jest trzymanie inflacji w okolicy celu inflacyjnego, który wynosi 2,5%. Jeśli inflacja naruszy tą wartość, RPP będzie miała silny argument za podniesieniem stóp procentowych, co w konsekwencji podniesie WIBOR.
Wzrost stóp procentowych to dobre wieści dla oszczędzających, bo poprawi się oprocentowanie depozytów czy obligacji korporacyjnych o zmiennym oprocentowaniu.
Znacznie gorzej wygląda sytuacja kredytobiorców, zarówno firm, jak osób fizycznych. Wzrost oprocentowania kredytów to większe koszty działalności gospodarczej. Jednak w najcięższej sytuacji są kredytobiorcy, którzy po 2015 r. zaciągnęli kredyt hipoteczny.
Przez ostatnie dwa lata stopy procentowe pozostawały na rekordowo niskich poziomach. Kredytobiorcy płacili więc rekordowo niskie raty. Ich wzrost może spędzić masę rodzin w kłopoty. Analitycy przewidują tylko jedną podwyżkę stóp pod koniec 2018 r. o 25 pkt. bazowych (czyli 0,25 pkt. proc.), co oznacza zaledwie kilkadziesiąt złotych raty więcej.
Jeśli jednak WIBOR wzrósłby do poziomów z 2013 r., to rodzina spłacająca 300 tys. zł kredytu rozłożonego na 30 lat z marżą 2% może spodziewać się wzrostu miesięcznej raty o ok. 230 zł. To jest bardzo prawdopodobne. A jeśli wrócimy do poziomu z 2012 r., czego również nie można wykluczyć, wysokość raty wzrosłaby o ponad 610 zł.
Znaczący wzrost stóp procentowych stanowiłby poważny problem dla wielu rodzin, które kredytowały się „pod kurek”. Dla wielu znalezienie dodatkowych 200 zł w budżecie może stanowić problem, nie mówiąc o 600 zł.
3. Sytuacja polityczna w Polsce i na świecie
W ostatnich latach rynki wyrobiły w sobie sporą odporność na wydarzenia polityczne. Wydarzenia takie jak Brexit czy dojście do władzy Donalda Trumpa wywołały tylko chwilowe wahania kursów i pozostały bez większego wpływu na gospodarkę.
Nie da się jednak wykluczyć, że któryś z punktów zapalnych na świecie spowoduje reakcję gospodarki. Otwarty konflikt między Iranem i Arabią Saudyjską byłby ogromnym szokiem dla rynku ropy naftowej. Ryzykiem pozostaje nuklearny program Korei Północnej.
W Europie na wiosnę mamy wybory we Włoszech, wciąż nierozwiązany konflikt w Katalonii, a niepowodzenie trwających negocjacji w sprawie Brexitu może zachwiać europejską gospodarką. Na naszym podwórku mamy wybory samorządowe jesienią, które staną się areną zaciekłej walki na linii rząd – opozycja i licytowania na populistyczne obietnice, z reguły nie do zrealizowania na poziomie samorządów.
4. Bessa na giełdzie w USA
Amerykańskie giełdy rosną bez przerwy od 2009 r. W ciągu ostatnich ośmiu lat nie mieliśmy nawet większej korekty, nie mówiąc o bessie. W efekcie indeksy S&P500 oraz Dow Jones już kilkadziesiąt razy w tym roku poprawiały maksima wszechczasów.
Wygląda jednak na to, że Amerykanom kończy się paliwo do wzrostów. Fed skręca drukarki pieniędzy i podnosi stopy procentowe, a inwestorzy mają najniższy poziom gotówki na kontach od bańki dot-comów na przełomie wieków oraz jeden z najwyższych poziomów wylewarowania w historii. Po prostu nie ma już komu kupować akcji.
Pojawia się presja na realizację zysków, a z drugiej strony akcje są po prostu drogie. Wskaźnik C/Z (cena/zysk) przekroczył 25, co stanowi historyczne szczyty hossy w Stanach. Z drugiej strony bywało drożej – w 2000 i 2007 r. tuż przed krachami.
Dlaczego to dla nas takie ważne? Jeśli w Stanach rozpocznie się powszechny odwrót z rynku akcyjnego, będzie to sygnał, by odejść od ryzykownych aktywów – w tym polskich akcji i obligacji. Na naszej giełdzie również zobaczymy spadki, niezależnie od rzeczywistej wartości polskich spółek, a koszt obsługi naszego zadłużenia zagranicznego znacząco wzrośnie.
5. Brak pracowników na rynku
W największych polskich miastach bezrobocia praktycznie nie ma, bo spadło do poziomu bezrobocia naturalnego. Coraz więcej firm, zwłaszcza w handlu, ma kłopoty ze znalezieniem jakichkolwiek pracowników, a co dopiero dobrych pracowników.
Rynek pracownika dla większości z nas jest czymś dobrym, ale taki niedobór pracowników to poważny problem dla gospodarki. W tej sytuacji firmy musza ograniczać moce produkcyjne, a ich zyski spadają. Na dłuższą metę może to doprowadzić do utraty konkurencyjności polskich firm.
Polskie firmy już intensywnie szukają pracowników za wschodnią granicą, ale rynek ukraiński jest mocno wydrenowany. Może się okazać, że przyjęcie migrantów ekonomicznych będzie nie polityczną, a ekonomiczną koniecznością.
W 2018 r. wiele może zdarzyć się nie po naszej myśli. Ale nowy rok to również nowe szanse. W następnym tekście pięć szans stojących przed naszymi finansami.